sobota, 28 września 2019

Zaginione płyty 2019 - LIPIEC - WRZESIEŃ

Nadeszła jesień, a z nią zatrzęsienie płytowych premier. Przed nami obfity październik i listopad. Tymczasem niepostrzeżenie kończy się trzeci kwartał 2019 roku i pozostało mnóstwo albumów, o których chciałabym napisać więcej, ale niestety doba jest za krótka. 




Podobnie jak w poprzednim kwartale sporo płyt znalazło swoje miejsce na portalu soundrive.pl, na który niezmiennie zapraszam, by być na bieżąco z tym, co piszczy w muzyce niezależnej. Dla zainteresowanych poniżej lista recenzji z trzech ostatnich miesięcy:




















Cult Of Luna - A Dawn To Fear

Planet Of Zeus - Faith In Physics

A teraz już czas na przegląd trzeciego kwartału :) 



LIPIEC



Abbath - Outstrider (5.07.2019) 



Znany z niezapomnianych, niekoniecznie w pozytywnym sensie występów na żywo Abbath powraca z nowym albumem. To niespełna czterdzieści minut mrożących krew w żyłach krzyków, perkusyjnych galopad i siarczystych gitar. Utwory są krótkie i treściwe, co nadaje płycie właściwe tempo. To drugie wydawnictwo zespołu z Bergen. Nie ma tu wielkich zaskoczeń i niesamowitych zwrotów akcji, są za to elementy, które uwielbiają miłośnicy black metalu. I to głównie oni powinni przysłuchać się tej płycie bliżej.



The Flaming Lips - King's Mouth (19.07.2019) 



Psychodeliczny koncept album, kolejny w dyskografii legendarnego zespołu - trudno zliczyć, który to już w dorobku… chyba dziewiętnasty. Urzekające melodie, zapadający w pamięć głos, bajkowa atmosfera, charakterystyczne gitary, eklektyzm, eksperymenty, nieoczywiste połączenia - jest na tej płycie właściwie wszystko, za co fani kochają The Flaming Lips. Folk łączy się z rockiem, elektroniką, popową lekkością, przebojowością, ciekawymi tekstami. Muzycy są nadal bezkompromisowi, a ich twórczość pobudza wyobraźnię. Dobrze, że wracają z nową płytą, dobrze, że wciąż nagrywają piękne płyty. 



SIERPIEŃ



FÖLLAKZOID - I (1.08.2019) 



Na swojej czwartej płycie zespół z Chile postanowił dokonać volty stylistycznej. Muzycy odłożyli instrumenty na bok i postanowili zagłębić się w świat elektroniki. Postawili na całkowity minimalizm, który hipnotyzuje słuchacza, zabierając w godzinną podróż po pozbawionych aranżacyjnych detali, prostych strukturach. Ich powtarzalność i narastanie, odtwarzanie wręcz mechaniczne wprowadza w trans, który jednym przypadnie do gustu, innych zaś prędko znudzi. Do której grupy należysz? 




Blanck Mass - Animated Violence Mild (16.08.2019) 



Benjamin John Power to jeden z najbardziej znanych współczesnych producentów muzycznych, kojarzonych z muzyką alternatywną. Znany chociażby ze współpracy z Editors, przy ich ostatnim wydawnictwie "Violence", tym razem dzieli się ze słuchaczami drugim solowym albumem. Jest tu taneczny groove i lekkość, a całości przystępności dodają proste, chwytliwe melodie. 


Istotny jest tu jednak przede wszystkim sam przekaz albumu, podkreślający skutki życia w erze konsumpcjonizmu. Ludzie wpadając w pułapkę chęci posiadania ujawniają swoje najgorsze cechy charakteru i zatruwają sobie wzajemnie życie, co ma niebagatelny wpływ na przyszłość naszej planety oraz ogólną kondycję społeczeństwa. "Animated Violence Mild" to także dzieło osobiste, traktujące o tym, nad czym ubolewa i za czym tęskni sam artysta. Przywołuje symbolikę węża - niebezpiecznego, a jednocześnie kuszącego, odnosząc ją do rzeczywistości dwudziestego pierwszego wieku.

Sam Blanck Mass podkreśla, że jest to prawdopodobnie jego najbardziej spójne, bezpośrednie i szczere wydawnictwo, w którym chce przestrzec ludzkość przed czekającą ją samozagładą. 


Oh Sees - Face Stabber (16.08.2019) 



Oh Sees (w zależności od nastroju samych muzyków zwani też Thee Oh Sees) ścigają się z King Gizzard And The Lizard Wizard nie tylko w kwestii muzycznych inspiracji i nawiązań do przeszłości, lecz także w tempie publikowania wydawnictw. "Face Stabber" to drugi album zespołu w tym roku, tym razem dwupłytowy, trwający łącznie ponad osiemdziesiąt minut. 


Punkowa energia, zwariowane partie gitar, metalowe galopady, nietypowe rozwiązania brzmieniowe, wszechobecna psychodelia, syntezatorowe kosmiczne odjazdy, echa Kraftwerk i niemal jazzowe suity, a wszystko to połączone jest w zgrabną całość. Jest tu nawet brzmienie… gumowej kaczuszki, które stanowi ważny punkt rozpoczynającego album "The Daily Heavy". Są długie improwizacje i zwarte formy. 


Przy pierwszym kontakcie z wydawnictwem niepokój budzić może jego długość - znalezienie czasu na kilkukrotny dokładny odsłuch dwóch płyt pod rząd może u niektórych graniczyć z cudem. Warto jednak wygospodarować czas, rozsiąść się wygodnie w fotelu i poddać się transowi dźwięków. To piękna, kosmiczna, chwilami mistyczna podróż, w którą warto wyruszać wielokrotnie, by odkryć każdy zakamarek albumu. Pozycja obowiązkowa dla wielbicieli muzycznych eksperymentów. 


Ceremony - In the Spirit World Now (16.08.2019)


Post punk żyje i ma się dobrze. Udowadniają to Ceremony na swoim nowym wydawnictwie, łącząc energię i bezpośredniość z melodiami i popową przystępnością. Jest krótko, bo nieco ponad trzydzieści minut, ale bardzo treściwie - gitarowo, agresywnie, ale też syntezatorowo i chwilami trochę zbyt słodko. Lekkiej muzyce towarzyszą niewesołe teksty. Muzycy odeszli jakiś czas temu od hardcore'owej jazdy na rzecz punkowej prostoty i postanowili kroczyć tą drogą. Czy to słuszny kierunek oceńcie sami.  




Lamb - The Secret Of Letting Go (23.08.2019)



Trip-hop lata popularności ma już co prawda za sobą, jednak chwałę temu gatunkowi próbują przywrócić zespoły, które święciły triumfy w latach dziewięćdziesiątych i początkach dwudziestego pierwszego wieku. W maju retrospektywny album wydali Archive, powrócił UNKLE z doskonałą drugą częścią The Road, wraca też Lamb - z płytą ciekawą, eklektyczną, łączącą elektronikę, pop, rap, rock i szczyptę klasycznych inspiracji z charakterystycznym, wyróżniającym się wokalem Lou Rhodes. To płyta dobrze wyprodukowana, warta przesłuchania co najmniej kilka razy, by docenić detale na niej zawarte, ale niestety tak aż tak wciągająca, jak album UNKLE. 



The Black Wizards - Reflections (23.08.2019) 

Siedem kompozycji pełnych psychodelicznych odjazdów, stoner-rockowej "pustynności", gitarowych szaleństw wzbogaconych wyrazistym damskim wokalem. W muzyce Portugalczyków jest magia, moc, przestrzeń i świeżość, czyli wszystko to, czego poszukuje muzyczny odkrywca, spragniony dźwięków nietypowych, które od pierwszej do ostatniej minuty przykuwają uwagę. Warto sprawdzić, co Czarodzieje chcą nam przekazać.







The Futureheads - Powers (30.08.2019)


Rok 2004, Program Trzeci Polskiego Radia, weekendowa audycja popołudniowa. Z głośników dobiegają dźwięki indierockowej piosenki. Radosne, energiczne gitary, prosty rytm i chwytliwy wokal, za chwilę chórki i nośny refren. Mijają trzy minuty. Redaktor wyjaśnia, że właśnie zagrał zespół The Futureheads i wykonał piosenkę "Hounds Of Love" z debiutanckiego albumu.

Minęło piętnaście lat. Zmieniło się tak naprawdę niewiele - szósty album zespołu przywołuje czasy początków. Nadal jest chwytliwie, nieco punkowo, energetycznie, radośnie. Gitary brzmią nieco garażowo, głos wokalisty wciąż przywołuje echa lat świetności gitarowego indie, gdy młodzi muzycy myśleli jeszcze o tym, by próbować grać na żywych instrumentach częściej niż układać gotowe partie w komputerze. Płyta jest spójna i przyjemna w odbiorze. Właśnie o to tu chodzi. 




Bon Iver - "I,I" (30.08.2019) 


Nowy album Justina Vernona i współpracowników to dowód na to, że czasy "Skinny Love" to dla artysty zamierzchła przeszłość. Nic dziwnego, w tym roku mija jedenaście lat od premiery debiutanckiego "For Emma, Forever Ago". "I,I" to naturalna kontynuacja kierunku obranego przez Bon Iver trzy lata temu. Elektronika przejęła dowodzenie nad żywym instrumentarium. Przychodzi w tym momencie na myśl stylistyczna rewolucja Radiohead za sprawą "Kid A" wydanego na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku. Czy w tym przypadku jest tak samo dobrze?

To już pytanie do fanów, których podzielił album "22, A Million" - jedni szaleli z zachwytu, inni zaś odpuścili sobie śledzenie poczynań zespołu. Vernon wkroczył na nową muzyczną drogę po zebraniu nowych doświadczeń i inspiracji za sprawą współpracy z Kanye Westem i Jamesem Blakiem. Czwarty album Bon Iver eksploruje różne obszary stylistyczne - elektronikę, jazz, pop, indie, trip hop. Niby dla każdego coś dobrego, jednak brak tu nieco spójności. W warstwie lirycznej wciąż dzieje się sporo. Teksty są uniwersalne i pozwalają na dowolność interpretacji. 





Pharmakon - Devour (30.08.2019) 


Pisząc o tym wydawnictwie od razu warto zaznaczyć, że to nie jest normalna płyta i jeśli będziecie mieli ochotę jej posłuchać, to warto się do tego przygotować. Pięć kompozycji o nieradiowej długości wypełniają dźwięki nieprzystępne – pełne zgrzytów, elektronicznych przesterów i eksperymentalnych wokaliz. Taką propozycję muzyczną dla odważnych ma tworząca w Nowym Jorku Margaret Chardiet. 

Artystka występująca pod szyldem Pharmakon dzieli się swoją sztuką od siedemnastego roku życia. To jej czwarta płyta, kolejna, która opowiada historię. Tym razem o samozagładzie świata i autodestrukcyjnej naturze człowieka, agonii i chaosie – jak podkreśla wokalistka w skali „komórkowej”, indywidualnej, jak również społecznej i globalnej.  To reakcja człowieka na rzeczywistość przepełnioną przemocą, prześladowaniem i piętrzącymi się konfliktami. 

Dedykuje ten album osobom doświadczającym traum – w więzieniu, szpitalu psychiatrycznym czy też na odwyku, niesłusznie osądzonym, poddanym społecznemu ostracyzmowi, przebywającym w izolacji od świata oraz wszystkim „ofiarom systemu”, a także wrażliwym osobom, które rozumieją czym jest chaos, szaleństwo i niewyobrażalny ból, nie mogącym pogodzić się z marną kondycją współczesnego świata. 

Muzyka zawarta na płycie idealnie oddaje nastrój i tematykę konceptu.  Jest w niej niepokój, lęk, agresja, złość.  Dźwięki wwiercają się w umysł słuchacza, powodując z jednej strony irytację i chęć wyłączenia, z drugiej zaś intrygując i zmuszając do dalszego odkrywania kolejnych zakamarków poszczególnych kompozycji. Za brzmienie całości odpowiedzialny jest Ben Greenberg z Uniform. To pierwsze wydawnictwo Pharmakon nagrane na żywo w studio. W porównaniu z poprzednimi dokonaniami projektu jest tu jeszcze więcej gęstej elektroniki, groove’u, zaczepnych, intrygujących fragmentów oraz kunsztu wokalnego. To pozycja dla osób o mocnych nerwach, lubiących muzyczne eksperymenty. 


Vosbúð - Almannagjá (30.08.2019) 

Nie ma strony internetowej i facebook'owego fanpage'a, nie interesuje go rozgłos, upublicznianie informacji na swój temat, a jedynym, co można znaleźć w sieci jest jego muzyka. Tajemniczy projekt Vosbúð bez żadnych zapowiedzi, promocji i wsparcia opublikował na portalu bandcamp debiutancki album. Nie wiadomo, kto jest autorem muzyki, kto napisał teksty i kto je wykonuje. Wiadomo natomiast, że nagrał świetną płytę, której stylistykę określono jako… volcanic black metal. 

Portalowi stacjaislandia.pl udało się ustalić, że za nagraniami stoi jedna osoba o inicjałach R.L., która nie chce ujawniać informacji na swój temat. Przypomina to nieco historię rodzimej Batushki z czasów debiutu. Jest w tej muzyce przestrzenność islandzkich pustkowi i swoista magia, która dodaje black metalowemu ciężarowi wyjątkowości. To muzyka niebanalna, z ogromnym potencjałem i bardzo emocjonalna. Została zainspirowana pięknem rodzimych krajobrazów, stając się wyrazem sprzeciwu potęgi natury wobec działaniom współczesnej społeczności. 

Tytułowa "Almannagjá" to nazwa wąwozu znajdującego się w Parku Narodowym Þingvellir. To metaforyczna wskazówka do interpretacji albumowego przekazu. Na płycie znajdują się cztery kompozycje, składające się na trzydzieści minut dźwiękowej podróży. Jak pisze Marcin Kozicki na stacjaislandia.pl „Eldur á Ís” (ang. Fire on Ice) opisuje Islandię i jej majestatyczną naturę w odniesieniu do niezwykłej mocy wulkanów i lodowców; „Fjallið” (ang. The Mountain) zainspirowana jest islandzkimi górami i wulkanami oraz pieszymi wędrówkami po tych miejscach, a także islandzką i nordycką mitologią i legendami, „Miðnætursól” (ang. Midnight Sun) to hołd pod adresem letniego islandzkiego słońca. Gdy dźwięki nabierają mrocznego charakteru, nadchodzi metaforyczna ciemność. Całość hipnotyzuje tajemniczą, chwilami mrożącą krew w żyłach atmosferą i wybudza z transu zmianami tempa i agresywnymi galopadami. To dzieło kompletne - niejednoznaczne i wielowarstwowe, które można śmiało uznać za jedno z najciekawszych w ostatnich latach w black metalowej stylistyce. 



WRZESIEŃ





Mgła - "Age Of Excuse" (2.09.2019)



To prawdopodobnie jedna z najgorętszych premier metalowych tego roku. Legenda black metalu - tajemnicza Mgła powraca z czwartym studyjnym albumem, pierwszym od czterech lat. I nie zawodzi. "Age Of Excuse" jest kwintesencją stylu polskiego zespołu i potwierdzeniem kunsztu muzyków. 

Są tu niełatwe, pełne metafor teksty, szczery przekaz oraz doskonałe partie perkusji. Są także niemal doprowadzające do obłędu partie gitar, a co więcej pojawiają się chwilami też… melodie! Tak, niektóre fragmenty tego albumu da się zanucić, co dodaje mu wyjątkowości. Atmosferę wydawnictwa podkreśla także genialna okładka autorstwa Zbigniewa M. Bielaka. 



Kayo Dot - Blasphemy (6.09.2019)




Kayo Dot powstał szesnaście lat temu. Założył go członek metalowego Maudlin Of The Well, by znaleźć odskocznię od ciężkiego grania i odnaleźć się w pejzażowych dźwiękach na pograniczu art rocka, post rocka, black metalu i jazzu.



Najnowszy album projektu, na czele którego niezmiennie trwa Toby Driver nie stroni od eklektyzmu. To płyta niełatwa, chwilami atonalna, gubiąca melodię, pełna nieoczywistych rozwiązań brzmieniowych i bardzo wymagająca. Gitary toczą tu walkę ze skrzypcami, wspierane przez perkusję, bas i klawisze. W„Turbine, Hook, and Haul” słyszymy także trąbkę.



Przez lata działalności przez projekt Drivera przewinęła się plejada współpracowników wywodzących się z różnych środowisk muzycznych, jak np. Randall Dunn (WITTR, Myrkur, Sunn O))), Secret Chiefs 3 (Trey Spruance of Mr. Bungle), John Zorn oraz G. Stuart Dahlquist (Burning Witch, Asva). Mieli oni niebagatelny wpływ na zmiany stylistyczne twórczości zespołu.


"Blasphemy" to koncept - album oparty na pełnej alegorii opowieści Jasona Byrona. Są tu aspekty społeczne i polityczne, bohaterami historii kieruje chciwość, a w centrum uwagi znajduje się dziewczyna o imieniu bluźnierstwo. Album wyprodukował wspomniany już Randall Dunn. Dźwięki wymykają się klasyfikacjom, muzyka intryguje od pierwszej do ostatniej minuty. Warto sprawdzić. 



Tinariwen  - Amadjar (6.09.2019)


Tuaregoweie powracają z dziewiątym studyjnym wydawnictwem. Jak zawsze jest to album wyjątkowy. Nieczęsto zdarza się nam usłyszeć brzmienie gitary elektrycznej, której strunami porusza wiatr. Muzycy nagrali dźwięki na “Amadjar” na pustynnych wydmach Mauretanii, wędrując z miejsca na miejsce i rozbijając tymczasowe obozy. Nie bez przyczyny zatytułowali swój album “Obcy Wędrowiec”. 

To płyta szczególna także ze względu na udział gości. Jednym z nich jest Warren Ellis, którego fanom Nicka Cave’a i projektu The Bad Seeds przedstawiać nie trzeba. Wielu miłośników dźwięków nietypowych ucieszy z pewnością także obecność na liście gości takich nazwisk jak: Micah Nelson, Cass McCombs oraz Stephen O'Malley. Jak brzmi “Amadjar”? 

Przede wszystkim szczerze – materiał został napisany podczas wędrówki, w trakcie sesji na otwartej przestrzeni, bez użycia wspomagaczy dostępnych w studiu. Co więcej inaczej niż  Są tu echa tuareskiego dziedzictwa muzyków, ich tożsamość, własny artystyczny język, tło społeczno-polityczne. To ważny głos w muzycznym świecie, pokazujący inne oblicze artysty, wiernego swoim korzeniom i otwartemu na nowe inspiracje. Warto tej płyty posłuchać. 



Bat For Lashes – Lost Girls (6.09.2019) 


Multiinstrumentalistka, kompozytorka, producentka, inżynier dźwięku i wokalistka – ten imponujący pakiet umiejętności należy do liderki projektu Bat For Lashes. Tym razem Natasha Khan zdecydowała się na muzyczny powrót do lat osiemdziesiątych -  nostalgiczny, magiczny, romantyczny. Piąty album artystki wypełniają marzycielskie melodie, tak bardzo kontrastujące z sytuacją społeczno-polityczną na świecie. To także dowód na kompozytorski kunszt Khan, która rozwija się z albumu na album. To dzieło angażujące słuchacza, skłaniające do myślenia, a jednocześnie relaksujące, którego słuchanie to prawdziwa przyjemność. To piękne piosenki pop dopełnione charakterystycznym brzmieniem gitar, partiami saksofonu i klawiszowo-elektroniczno-basową podstawą rytmiczną. 




Year Of The Goat - Novis Orbis Terrarum Ordinis (6.09.2019)


Lubicie Black Mountain? Jest duże prawdopodobieństwo, że ten album wam się spodoba. Jest tu mnóstwo rockowej energii, lekkości grania, echa lat siedemdziesiątych, chwytliwe riffy, fajne melodie - krótko mówiąc wszystko to, co powinna zawierać dobra płyta, która ma być z założenia pomostem między klasyką rockowego grania, a nowymi brzmieniami. Nie brakuje także przewrotnych tekstów i poczucia humoru, co widać już nawet, gdy przyjrzymy się okładce. Szwedzi dobrze wiedzą, co robią i świetnie się tego słucha.





Sky Collapse – VOID EP (9.09.2019) 


Metalcore i deathcore to gatunki niekoniecznie przystępne i uwielbiane przez duże grono publiczności. Jednakże jest to muzyka pełna emocji, której warto poświęcić nieco uwagi, doceniając odwagę i szczerość przekazu. Dwunastominutowe wydawnictwo poraża intensywnością i bezkompromisowością, wwiercając się w umysł słuchacza. To bardzo mocna zapowiedź zespołowego powrotu trzy lata po debiucie „The Waves”. 





 



The HU - The Gereg (13.09.2019) 


Skoczne melodie, porażająca przebojowość, pozytywna energia i pamięć o korzeniach - tak brzmi debiutancki album The HU. Muzycy znaleźli złoty środek na połączenie chwytliwości i nowoczesności z regionalną tradycją. Pochodzący z Mongolii muzycy w przystępnych piosenkach sprytnie przemycili gardłowy śpiew i brzmienie dwustrunowego instrumentu morin chuur. Miałam kiedyś być okazję na warsztatach śpiewu gardłowego i gry na tym instrumencie prowadzonych przez muzyka innego mongolskiego zespołu - Ajinai. Niezapomniane wrażenia. To przyjemna płyta, która niejednego słuchacza naładuje energią w długie jesienne wieczory. 




Jenny Hval - The Practice of Love (13.09.2019) 


Eteryczny wokal, szepty i delikatna elektronika - takie pomysły proponuje na swojej siódmej płycie Norweżka Jenny Hval. To bardzo klimatyczne kompozycje synth-popowe owiane tajemniczą, mglistą aurą. Uroku kompozycjom dodają partie saksofonu. 

Wkład w powstanie utworów miało kilka zaproszonych do studia współpracowniczek - Laura Jean (australijska artystka folk), Felicia Atkinson (francuska poetka i artystka eksperymentalna) i Vivian Wang (z singapurskiego zespołu The Observatory). Artystki rozmawiają, wygłaszają refleksje, budując niezwykły klimat albumu. Jednocześnie zwracają uwagę słuchaczy na potrzebę troski o środowisko naturalne. 



Devendra Banhart - Ma (13.09.2019) 


Na dziesiątym albumie amerykańskiego muzyka zawarte jest czyste piękno. Teksański bard i gitarzysta w swoim stylu – psychodelicznych piosenkach o folk-rockowym zabarwieniu zawarł ogrom emocji. Wykorzystując swój niebanalny głos i jako jedyny instrument w większości przypadków gitarę klasyczną stworzył spójną opowieść o więzach międzyludzkich, o ich wadze. Autor odnosi się do wartości macierzyństwa i wychowania oraz przyjaźni.

To ważna płyta także ze względu na oddany przez artystę hołd Leonardowi Cohenowi, który był dla niego ogromną inspiracją i muzycznym wzorem do naśladowania. Słychać go najbardziej w "Memorial" oraz "Now All Gone". Jest w tych kompozycjach nieuchwytna energia, magia, duchowość. To także przykład nieograniczonej wyobraźni Banharta, zarówno na poziomie muzycznym jak i lirycznym. 


Trupa Trupa - Of The Sun (13.09.2019) 


Minimalizm w muzyce, oszczędność w treści, własny styl - tak w wielkim skrócie można określić dokonania zespołu Trupa Trupa. Piąty album gdańszczan jest naturalną kontynuacją kierunku rozpoczętego na "Headache". Jest tu prostota w brzmieniu i jasny przekaz, w którym dominuje motyw zapomnienia, kruchości ludzkiego życia i ulotności pamięci. To przebojowe piosenki i chyba najbardziej przystępne w całej grupowej dyskografii. 






M83 - DSVII (20.09.2019) 


Anthony Gonzalez powraca z długo oczekiwanym nowym albumem - kontynuacją wydanej przed dwunastoma laty "Digital Shades Vol. 1". Muzyk podkreśla, że część druga kompilacji jest bardziej zaawansowana, oparta na większej ilości życiowych doświadczeń. W wieku 26 lat, tj. czasu nagrania części 1 Gonzalez miał inne życiowe cele i interesowały go inne muzyczne inspiracje. Tym razem zapragnął uciec od popowej lekkości i stworzył album bardzo głęboki i eksperymentalny. Dominują tam dłuższe minimalistyczne formy, w których liczą się przede wszystkim emocje. 




Klone - Le Grande Voyage (20.09.2019) 


Francuski kwintet dzieli się nową płytą za pośrednictwem nowej wytwórni - muzycy podpisali kontrakt z Kscope. Znani z artrockowych pejzaży, budowania atmosfery nawiązującej do twórczości Pink Floyd, Riverside i The Pineapple Thief kontunuują swoją brzmieniową podróż w kierunku długich, progresywnych form - melodyjnych, a zarazem niebanalnych. 

Płyta powstawała trzy lata i jest następcą albumu akustycznego. "Le Grande Voyage" mieni się paleta stylistycznych barw, w których największe znaczenie mają emocje. Album zawieszony jest pomiędzy światłem i mrokiem, a także przestrzennością i balladową lekkością oraz zwartością i energią muzyki metalowej.  




Efterklang - Altid Sammen (20.09.2019) 


Duńskie trio Efterklang powraca po kilkuletniej przerwie. Casper Clausen, Mads Brauer i Rasmus Stolberg postanowili nagrać album w ojczystym języku. Efekt? Intrygujący. Dzięki nieoczywistości językowej i uniknięciu wyrażeń angielskich jest to album ciekawy. Muzycznie minimalistyczny, delikatny, refleksyjny i kojący, wręcz chwilami nie narzucający się do tego stopnia, że istnieje ryzyko pominięcia go w dobie setek płyt ukazujących się w danym miesiącu. Więcej dzieje się w kompozycji "Under Broen der Ligger Du", przykuwającej uwagę zmianami tempa i jazzującą partią. Nie jest to tak eklektyczne dzieło jak "Piramida", jednak równie warte uwagi. 


Once Upon A Winter - Pain And Other Pleasures (20.09.2019) 


Ateński projekt pod wodzą gitarzysty i wokalisty liasa Kakanisa powraca z nowym, urzekającym pięknem wydawnictwem. Album rozpoczyna się bardzo delikatnie od fortepianowo-gitarowej, nostalgicznej melodii, gdzieniegdzie dopełnionej delikatnymi uderzeniami perkusji, szmerami i szumami. Z biegiem minut kompozycja rozwija się, wybuchając niemal post-metalową energią. Dalej jest na zmianę melancholijnie i mrocznie. Piękne gitarowe melodie przeplatają się z black gaze'owymi galopadami i krzykami, klasycznym brzmieniem wiolonczeli oraz niemal filmową pejzażowością. Przepięknie śpiewa też Emi Path w refleksyjnym "Nepenthe". Niby wszystko to już gdzieś słyszeliśmy, ale jest to tak dobrze zestawione, że nie sposób przejść obok tej płyty obojętnie.


Wolcensmen - Fire In The White Stone (20.09.2019)


Lubisz Dead Can Dance? Intryguje Cię północnoeuropejski folk? Ten album jest dla Ciebie. Na drugiej płycie Anglicy z Wolcensmen prezentują jedenaście przepełnionych nostalgią i mrokiem folkowych hymnów, nawiązujących do mitologii. Lider grupy Dan Capp na potrzeby albumu napisał historię zbudowaną z 12000 wyrazów, pragnąc zabrać słuchaczy w refleksyjną podróż o przeznaczeniu i tradycji, nad którą unoszą się echa krain znanych z literatury Tolkiena, Wagnera oraz mitycznej opowieści o św. Graalu. Są tu piękne melodie gitar, ujmujące chórki, trzaski ogniska, naturalne ciepłe brzmienie oraz emocje.  Pośród gości można tu także usłyszeć grającą na wiolonczeli Jo Quail. To propozycja dla fanów szeroko pojętej muzyki świata oraz dokonań takich grup jak Wardruna, czy Heilung. 


65daysofstatic - replicr (27.09.2019) 


Post-rock znudził się wielu zespołom, które zdobyły uznanie słuchaczy gitarowo-klawiszowo-perkusyjnymi pejzażami, narastającymi sekwencjami i budowaniem napięcia. Wiele z nich postanowiło poszukać nowych inspiracji i zestawić wspomniany gatunek z elektroniką, muzyką filmową, czy metalem. Podobnie postąpili 65daysofstatic, którzy jednak od początku czerpali natchnienie z wielu innych gatunków. Na swoim nowym albumie stawiają na eksperymentalne zabawy z elektroniką. Jest nieco mrocznie, tajemniczo i nieco bardziej introwertycznie, niż na poprzednich wydawnictwach. Są tu zarówno dynamiczne, jak i refleksyjne fragmenty. Najlepiej słucha się tej płyty wieczorem, w ciszy i ciemności. 

Temples - Hot Motion (27.09.2019) 

Moda na retro - brzmienia nadal trwa. Temples brzmią jakby nagrywali w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Hipnotyzująco, lekko, a jednocześnie przejrzyście. To już trzeci album zespołu, który mogliście poznać 4 lata temu na Soundrive Festivalu, gdzie przyjechali w ramach promocji debiutu. To fajne psychodeliczno-popowe piosenki ze szczyptą eksperymentalności, które świetnie sprawdzą się w stacjach radiowych. Warto posłuchać.





Mars Red Sky - The Task Eternal (27.09.2019) 

Stoner, doom, długie, powoli rozwijające się utwory i psychodeliczna aura - takie brzmienia upodobali sobie muzycy Mars Red Sky. W ich nowe kompozycje wdało się nieco przebojowości. Dzięki chórkom i delikatnym melodiom ciężkie riffy nabierają przestrzenności, a muzyka płynie i zachwyca. Świetna płyta. 





PS. Właśnie przeczytaliście trzysetny post na tym blogu :) 

Chętnych zapraszam do sprawdzenia płyt z PIERWSZEGO i DRUGIEGO kwartału 2019 roku.