poniedziałek, 8 lipca 2019

Amarok, Tides From Nebula – 13 Festiwal Rocka Progresywnego im. Tomasza Beksińskiego, Toruń, 6.07.2019


Wyjazd na festiwal muzyczny w Polsce nie powinien już nikogo dziwić. Z roku na rok przybywa w naszym kraju tego typu imprez oferujących bardzo zróżnicowany repertuar. Swoje święto mają także miłośnicy rozbudowanych pejzażowych form opartych na gitarowych improwizacjach i przepięknych melodiach, którym towarzyszy zwykle spójna z muzyką liryczna opowieść. Nie mam tu na myśli corocznego spotkania fanów rocka progresywnego w Inowrocławiu, lecz Festiwal Rocka Progresywnego im. Tomasza Beksińskiego organizowanego przez Stowarzyszenie Inicjatyw Niezależnych „Progres” z Gniewkowa.  





W tym roku impreza upamiętniająca postać jednego z najwybitniejszych polskich dziennikarzy muzycznych, człowieka o niezwykłej duszy i wrażliwości, odbyła się już po raz trzynasty. Jednocześnie była to czwarta edycja „toruńska”, której nowym domem stał się kameralny amfiteatr w sąsiedztwie Muzeum Etnograficznego. W malowniczej scenerii dawnych murów i zieleniących się drzew, w minioną sobotę i niedzielę zaprezentowało się dziesięć polskich zespołów, a wśród nich Amarok i Tides From Nebula, o których mogliście już poczytać całkiem sporo na łamach tego bloga. 


Trzynasta odsłona festiwalu zgodnie z popularnym przesądem okazała się nieco pechowa. Szczególnie w sobotnie popołudnie pogoda nie rozpieszczała festiwalowiczów, wystawiając ich na ciężką próbę wytrwania pod gołym niebem w strugach deszczu. Trudne warunki atmosferyczne przyczyniły się do problemów technicznych i związanych z tym opóźnień koncertów, co jednak nie przeszkodziło w utrzymaniu doskonałej atmosfery. 


W amfiteatrze stawili się świadomi słuchacze spragnieni muzycznych emocji, którzy nie zważając na pogodowe niedogodności czerpali przyjemność z niemal bezpośredniego kontaktu z artystami oraz spotkań z przyjaciółmi, odwiedzającymi festiwal regularnie od lat. Zaopatrzeni w peleryny przeciwdeszczowe, parasole i kurtki odpowiednio do płynących ze sceny dźwięków słuchali w skupieniu lub tańczyli w pobliżu sceny, a po koncertach długo rozmawiali z muzykami, którzy chętnie podpisywali płyty i pozowali do wspólnych zdjęć. 



Jak co roku koncertom towarzyszyły inicjatywy okołomuzyczne, takie jak konkurs fotograficzny, giełda winylowa, czy stanowiska z płytami występujących wykonawców oraz z gitarami dostępnymi do testowania. Od 15:30 publiczność rozgrzewały kolejno rzeszowski Tension Zero, wrocławski Less Is Lessie i łódzki Smash The Crash, którzy zaprezentowali się solidnie i zaskarbili sobie sympatię słuchaczy. Wielu z nich tak naprawdę czekało jednak na występy gwiazd wieczoru, których sednem stały się szczere emocje.  


Kilkanaście minut po dwudziestej, gdy powoli zapadał już zmrok, na scenę toruńskiego amfiteatru wkroczył Amarok – tym razem w czteroosobowym składzie. Pomysłodawcy projektu i multiinstrumentaliście Michałowi Wojtasowi, czarującemu jak zawsze nie tylko głębokim, poruszającym głosem, lecz także grą na gitarze oraz duduku i thereminie  i jego żonie Marcie, grającej na bębnach i przeróżnych, intrygujących instrumentach perkusyjnych towarzyszyła sekcja rytmiczna w składzie Paweł Kowalski oraz Konrad Pajek, który nie tylko brawurowo zagrał na basie, lecz także na klawiszach i świetnie zaśpiewał partię Colina Bassa w „Nuke” oraz Mariusza Dudy w „Idyll”. 



Każde koncertowe spotkanie z twórczością zespołu, niezależnie od prezentowanych utworów, jest niemal mistycznym przeżyciem, poruszającym najgłębsze zakamarki duszy. Tym razem okazją do spotkania z fanami stała się majowa premiera piątej płyty projektu, „The Storm”, opartej na transowych długich formach i malowaniu dźwiękiem. Wymagające i wielowarstwowe kompozycje świetnie wpasowały się w deszczową aurę, współbrzmiąc z szumem kropel deszczu. Muzycy rozpoczęli od eterycznego, hipnotyzującego „Warm Coexistence”, pochodzącego ze ścieżki dźwiękowej do spektaklu tanecznego w reżyserii Jamesa Wiltona, płynnie przechodząc do prezentacji kilku reprezentantów „Hunt”, wieńcząc set porywającą „Metanoią”, kipiącą od rockowej energii. 


O emocjach towarzyszących odczuwaniu twórczości Amaroka można wypowiadać się bardzo długo, jednakże to prawdopodobnie koncert Tides From Nebula przejdzie do historii festiwalu jako jeden z najbardziej zaskakujących i spontanicznych. Był to pierwszy występ muzyków po dłuższej przerwie, będący jednocześnie początkiem nowego zespołowego rozdziału. W listopadzie ubiegłego roku opowiadając o urodzinowej imprezie Progresji wspomniałam o oficjalnym ogłoszeniu zmian personalnych w warszawskiej grupie i opuszczeniu jej przez gitarzystę Adama Waleszyńskiego. Koncert w Toruniu był więc pierwszym występem Tides From Nebula w trzyosobowym składzie. 


Była to niepowtarzalna okazja, by przetestować nowe aranżacje utworów przed jesienną trasą koncertową promującą piąty album zespołu "From Voodoo to Zen", którego premierę zapowiedziano na 20 września. Szczęśliwcy, którzy stawili się w sobotni wieczór w toruńskim amfiteatrze usłyszeli dwa nowe nagrania - singlowy porywający klawiszową energią i chwytliwym beatem "Dopamine", wydany z okazji zespołowego dziesięciolecia w formie singla wraz z nawiązującym do muzycznych początków TFN "All The Steps" oraz rozpoczynający nową płytę rockowo-elektroniczny "Ghost Horses". 


Efektowne światła, spowijająca scenę dymna "mgła", padający deszcz i dźwiękowa dynamika zbudowały magiczny klimat, któremu nie sposób było się oprzeć. Maciej Karbowski i Przemek Węgłowski jak zawsze nie oszczędzali się, skacząc po scenie i odczuwając całym ciałem i duszą każdy zagrany dźwięk. Dzielnie wspierał ich Tomasz Stołowski, wkładający całe serce w jak najbardziej emocjonalne wykonanie swoich partii. Docenili to słuchacze, którzy z utworu na utwór coraz liczniej przyłączali się do wspólnej zabawy pod sceną, wiwatując i skandując w każdej wolnej chwili "Nebula, Nebula". 



Między publicznością i artystami stworzyła się niezwykła chemia, która zaowocowała nieoczekiwanym zwrotem akcji pod koniec występu. Gdy po wykonaniu ukochanej przez wielu fanów, melodyjnej i wzruszającej "Syberii" muzycy powrócili na bis, by tradycyjnie zagrać "Tragedy Of Joseph Merrick" z debiutanckiej "Aury", który przeważnie kończył się wizytą gitarzystów wśród publiczności, tym razem fani postanowili zaskoczyć zespół i spontanicznie wkroczyli na scenę, radośnie skacząc i bawiąc się razem z muzykami, a nawet grając z nimi na instrumentach. Był to niezwykle ważny i niepowtarzalny moment oraz wyraz prawdziwego uwielbienia dla zespołu.

Po zakończeniu utworu wdzięczni artyści z widocznym w oczach wzruszeniem dziękowali fanom za przybycie, witając się z nimi jak przyjaciele i przybijając piątki, a po zejściu ze sceny długo rozmawiając z nimi, rozdając pamiątki, podpisując płyty i pozując do wspólnych zdjęć. Z pewnością podobnie jak publiczność zapamiętają ten wieczór na długo. 


Zapraszam do obejrzenia relacji fotograficznej z wydarzenia. Zdjęcia moje i Tomka Ossowskiego znajdują się pod poniższymi linkami: 


AMAROK


TIDES FROM NEBULA