niedziela, 28 listopada 2021

Leprous (Bilateral 10th Anniversary) + Tides From Nebula + A.A. Williams - Warszawa, Progresja, 26.11.2021 [GALERIA ZDJĘĆ]

Łzy wzruszenia, domowa atmosfera, fantastyczna energia i nieopisana radość wspólnego przeżywania emocji - tak było w piątek w Progresji, gdzie odbył się wyjątkowy koncert. Jubileuszowy występ, z okazji dziesięciolecia wydania "Bilateral" - przełomowej i ukochanej przez fanów płyty zagrał Leprous, a gościnnie, przed norweskim zespołem, porywające koncerty zagrali kolejno angielska wokalistka i multiinstrumentalistka A.A. Williams i wspaniali instrumentaliści z Tides From Nebula.

 

 

Przeszywająca wilgoć i padający za oknami deszcz ze śniegiem nie przeszkodziły w dobrej zabawie. Fani zaczęli gromadzić się pod klubem już na ponad godzinę przed otwarciem bram, a oczekiwanie przebiegało w dobrych nastrojach. Ze względu na wyjątkowy charakter koncertu w Progresji stawiła się publiczność z całego świata - wszystko po to, by posłuchać na żywo w całości wyjątkowej płyty - wydanej w 2011 roku "Bilateral", którą Leprous postanowił zaprezentować fanom na dwóch koncertach specjalnych - w Warszawie 26 listopada i dzień później w Stambule. Zanim jednak przyszła pora na gwiazdę, miały miejsce dwa niezwykle wzruszające występy. 


Tuż po godzinie dziewiętnastej na scenie zameldowała się A.A. Williams w towarzystwie gitarzysty, basisty i perkusisty. Londyńska wokalistka, grająca także na klawiszach i gitarze urzekła publiczność skromnością, szczerością i wrażliwością. Zagrała sześć absolutnie poruszających, chwytających za serce kompozycji, trzy z imiennej EPki, która zapewniła jej kontrakt z Bella Union oraz trzy z pełnej, debiutanckiej, bardzo ciepło przyjętej płyty "Forever Blue". Mroczna, a zarazem niezwykle subtelna i delikatna, zbudowała niesamowity klimat swojego występu, który skończył się zdecydowanie zbyt szybko. A. czarowała głębokim głosem i naturalną charyzmą, hipnotyzując słuchaczy melancholią i udzielającym się, przejmującym smutkiem śpiewanych słów. 

 

Mimo emocjonalnego ładunku było w tych dźwiękach, z pogranicza post rocka i mrocznej balladowości nieprawdopodobne piękno i ciepło. Publiczność po każdym utworze dziękowała artystom gorącą owacją. Trudno było powstrzymać kręcące się w kącikach oczu łzy, zarówno ze strony fanów jak i zespołu.  Przesympatyczni muzycy  ze wzruszeniem dziękowali za te emocje i porozumienie, które wytworzyło się naturalnie podczas koncertu i obiecali możliwie szybko powrót do Polski. Nie zabrakło też ciepłych wspomnień z doskonałego występu sprzed dwóch lat, podczas finału trasy, którą A. zagrała z zespołami Cult Of Luna i Brutus i która zakończyła się właśnie w Progresji. 


Emocji i wzruszeń nie zabrakło także podczas koncertu Tides From Nebula, dla których Progresja jest miejscem szczególnym. To dom, klub, w którym spotykają się przyjaciele i przestrzeń pełna wspomnień. To właśnie tu kształtowały się pierwsze zespołowe decyzje, albumowe i koncertowe kroki, tu muzycy świętowali też swoje dziesięciolecie działalności i zawiązywali przyjaźnie na lata. Była to także okazja, by świętować obchodzone kilka dni temu urodziny Progresji i osobiście złożyć życzenia Prezesowi Markowi Laskowskiemu z okazji wejścia klubu w wiekową "dorosłość", o czym ze sceny wspominał Maciej Karbowski, gitarzysta zespołu. Razem z basistą Przemkiem Węgłowskim i perkusistą Tomaszem Stołowskim zagrał porywający koncert, idealnie nagłośniony i doskonale oświetlony. Była to prawdziwa uczta dla słuchaczy ceniących muzyczne pejzaże, przenosząca w inny wymiar czasoprzestrzeni, pozwalająca odpłynąć i cieszyć się chwilą. Widziałam już na żywo Tides From Nebula kilkadziesiąt razy, w tym roku był to mój dokładnie czwarty koncert tego fantastycznego zespołu, więc niech to posłuży za dowód na to, jak dobra, piękna i emocjonalna jest to muzyka. 

 

Jak pewnie się już spodziewacie, większość przybyłych czekała jednak na to, co wydarzyło się po 21:20. Gdy na scenę wkroczyli muzycy Leprous, Progresję opanowało szaleństwo i porażająca wrzawa. Witani owacyjnie muzycy uśmiechali się od ucha do ucha, pozdrawiali fanów i dali z siebie wszystko. Występ przed żywą, reagującą publicznością, poza granicami kraju, po długiej pandemicznej przerwie był bardzo ważnym wydarzeniem zarówno dla muzyków, jak i fanów, którzy mieli możliwość podziwiania zespołu w końcu bezpośrednio, a nie podczas transmisji ze studia i teatru w Notodden, gdzie zespół regularnie dawał koncerty, łącząc się ze światem online. To właśnie podczas tych transmisji pojawił się pomysł odgrywania całych albumów na żywo i wtedy premierę miał koncert prezentujący w całości między innymi "Bilateral". 

 

Jednak jak przyznał Einar Solberg, prawdziwy debiut tego materiału w tej formie był dopiero w Warszawie, więc tym bardziej okazja do świętowania była doskonała - dziesięciolecie przełomowej płyty, dwudziestolecie działalności artystycznej, urodziny Progresji. Zespół na tę okoliczność przygotował specjalne stroje, ubierając się w stylu, który był znakiem rozpoznawczym muzyków podczas trasy promującej ten album. Bliźniaczo, na czarno-czerwono, w spodnie, koszule i kamizelki ubrali się też wierni fani, a tym samym wyróżniali się w tłumie jeszcze bardziej niż osoby w koszulkach z logo zespołu. 


Leprous prezentuje się na scenie wybornie nie tylko pod kątem wizualnym. To zespół perfekcyjny brzmieniowo i stylistycznie. Doskonale zgrani muzycy toczyli na scenie instrumentalne dialogi i czerpali radość ze wspólnego grania, a fani reagowali wspólnym śpiewem, okrzykami, oklaskami i wiwatami. Mimo pewnych obaw, szczególnie przed wykonaniem "Mediocrity Wins", które zespół grał na żywo w historii tylko raz, wszystko zabrzmiało bez zarzutu, potężnie. Einar Solberg dwoił się i troił wokalnie, bezproblemowo wchodząc w wysokie rejestry, by za chwilę porazić wrzaskiem, szalejąc jednocześnie przy klawiszach. Sporo też opowiadał między utworami. Wtórował mu jeszcze wyższym, czyściutkim głosem współzałożyciel zespołu Tor Oddmund Suhrke, który szalał z gitarą, wchodząc w interakcję z basistą Simenem Borvenem i drugim gitarzystą Robinem Ognedalem. Nad sekcją rytmiczną czuwał nieprawdopodobny, fenomenalny Baard Kolstad, który nie tylko powalał na kolana techniką, precyzją i doskonałym wyczuciem, lecz zarażał pozytywną energią i poczuciem humoru. Gościnnie wystąpił z zespołem też trębacz.  

 

Muzyka niosła, wprawiała w trans i zachwyt. Nie brakowało okazji do uśmiechu, wspólnej zabawy jak i momentów wyciszenia, jak podczas wzruszających "Mb. Indifferentia" i "Acquired Taste". Koncert po prostu nie mógł zakończyć się po godzinie, po wybrzmieniu ostatnich taktów "Painful Detour". Muzycy powrócili na scenę, by zagrać jeszcze pięć kompozycji, w tym hity z "The Congregation", "Maliny" i "Pitfalls", a i tak ponad półtorej godziny minęło niemal niezauważalnie. Całość zwieńczyło potężne, brawurowe wykonanie wyjątkowego, stworzonego wraz z fanami podczas specjalnej transmisji "Nighttime Disguise", będącego kwintesencją zespołowego stylu i podkreślającego wyjątkową relację muzyków i ich słuchaczy. 


Ze względu na covidowe restrykcje i czekającą zespół podróż do Turcji, niestety nie było szans spotkać się z muzykami po występie, jednak po tak intensywnym koncercie każdy mógł czuć się usatysfakcjonowany.

Z tego wieczoru pozostało też całkiem sporo fotograficznych wspomnień. Zapraszam do obejrzenia galerii: 


 A.A.Williams 

 























































































 

TIDES FROM NEBULA 







































































 

LEPROUS