poniedziałek, 13 września 2021

XII SUMMER DYING LOUD - MOSiR, Aleksandrów Łódzki (11.09.2021) [GALERIA ZDJĘĆ]


"Witajcie w domu!" - taki napis witał wszystkich przybyłych na teren festiwalu Summer Dying Loud, którego dwunasta edycja odbyła się w minioną sobotę, 11 września. Fani ekstremalnych gitar, metalowych galopad i diabelskich blastów spotkali się jak zawsze na terenie MOSiRu w Aleksandrowie Łódzkim i był to czas pełen wzruszeń, radości i mocnego metalowego wykopu. 


 


Ze względu na pandemiczne obostrzenia tym razem impreza trwała jeden dzień. Stęsknieni za muzyką na żywo i festiwalową, luźną atmosferą słuchacze stawili się tłumnie i ochoczo, by wspólnie bawić się w dobrym towarzystwie i przy ulubionych, zgrzytliwych i hałaśliwych dźwiękach. Faktycznie na terenie festiwalu można było się poczuć tak dobrze, jak u siebie - mnóstwo uśmiechniętych ludzi, pozytywna energia, dobre nagłośnienie, fajna pogoda i kilkanaście godzin świetnej, gitarowej muzyki. Czy można chcieć więcej?

W tym roku w Aleksandrowie wystąpili kolejno: Backhand Slap, Taraban, Death Denied, Varmia, The Stubs, In Twilight's Embrace, Me And That Man, Azarath i Mgła. Organizatorzy, podobnie jak osoby odpowiedzialne za Soundrive Festival, w tym roku postawili na w pełni polski skład, co w obecnej covidowej sytuacji w kraju i na świecie nie powinno nikogo dziwić. Nie miało to oczywiście wpływu na jakość występów i było to jeszcze jedno dobitne potwierdzenie, że polska scena niezależna dysponuje bardzo rozbudowaną i ciekawą ofertą dla fanów brzmień różnych. W tegorocznym line-upie Summer Dying Loud coś dla siebie mogli znaleźć zarówno miłośnicy black i death metalowych ekstremów, jak i fani rock and rolla, punku, dark folku, chwytliwych riffów i bluesowych piosenek. 

Ze względu na konieczność dojazdu spoza Łodzi i poprzedni wieczór spędzony w Hydrozagadce, dotarłam na teren festiwalu pod koniec energetycznego koncertu Death Denied. Jestem jednak pewna, że podobnie jak wszystkie kolejne także te pierwsze występy były nasycone fajną energią, która udzielała się zespołom i publiczności. W przerwach między koncertami odbywały się zbiórki i konkursy, a dochód ze sprzedaży festiwalowego merchu przeznaczony został na pomoc w walce z rakiem dla Romana Kostrzewskiego, legendy metalu i lidera zespołu Kat.

Mocną i widowiskową mieszankę black metalu i dark folku zaprezentował kwartet Varmia, który porwał publiczność do szaleństwa za sprawą ekspresyjnej gry muzyków. Wczesna godzina obiadowa nie stanowiła tu żadnego problemu. Gitarowo-perkusyjne brzmienia zostały wzbogacone dźwiękami instrumentów etnicznych, z których największe wrażenie robiła ogromnych rozmiarów drewniana trąba. Zespół oparł festiwalowy set na materiale z płyty "bal lada". Muzykom grało się tak dobrze, że postanowili zrobić sobie z publicznością wspólne zdjęcie. 

Dobrze w świetle dziennym zabrzmiały też energetyczne, rock and rollowe utwory tria The Stubs, które miałam przyjemność podziwiać już w tym roku na wspomnianym Soundrive Festival. Było tanecznie, skocznie i z dużą dawką dobrego humoru. Muzycy wymyślili fajną zabawę - wokalista przedstawiał po kolei kolegów i publiczność miała odpowiadać na imiona głośnym "hej!". Gra tak się przyjęła, że obie strony bawiły się w nią przez cały koncert. 

W porę zmierzchu ciekawie wpasował się zaś mroczny, pogrzebowy spektakl In Twilight's Embrace, których podobnie jak poprzedników miałam przyjemność posłuchać w warunkach festiwalowych po raz drugi w tym roku. Setlista w porównaniu z tą "soundrive'ową" uległa jednak zmianie, a kilka kompozycji z "Lawy" zostało zastąpionych nagraniami anglojęzycznymi. Cyprian Łakomy jak zawsze prowadził z publiką wzrokowo-gestową grę, dwojąc się i trojąc, by przestraszyć widzów, a pozostali członkowie zespołu generowali kontrolowany mrok i hałas z gitar, basu i bębnów. Była to gratka dla fanów ostrych, melodyjnych brzmień z naprawdę dobrym growlemi i świetnymi tekstami oraz kolejna świetna okazja, by przekonać się, że pogrzeb nie taki straszny, jak go malują. Tym razem kwiatowy wieniec z tego, co mi wiadomo nie znalazł nowego właściciela/właścicielki. Jeśli jestem w błędzie, dajcie znać mailowo ;) 

Pośpiewać chóralnie, uśmiechnąć się pod nosem i pokołysać w ramach odpoczynku od pogo, szalonego machania włosami i szaleństwa można było podczas koncertu Me And That Man, który był dla Nergala, Johna Portera, Matteo Bassoli'ego, Sashy Boole i Łukasza Kumańskiego finałem wakacyjnej trasy, w ramach której odwiedzili głównie w sierpniu szereg polskich miast. Bluesowo-szantowa konwencja w szatańskim stylu z przymrużeniem oka fajnie przyjęła się wśród festiwalowej publiczności, która reagowała salwami śmiechu na żarty płynące ze sceny, chętnie klaskała i śpiewała mroczne teksty ballad razem z muzykami, którzy w roli wokalistów zmieniali się. Najlepszym w tym fachu okazał się basista Matteo Bassoli, dysponujący głębokim i wyrazistym głosem. Nergal, Porter i Boole zabrzmieli oczywiście bardzo dobrze, a chóralnych wokalnych dialogów i żartów słuchało się z przyjemnością. Pasowała do nich prosta, chwytliwa muzyka i sceniczne aktorstwo. Krótko pisząc był to świetny występ z odrobiną może dla niektórych przesadnej teatralności, ale taki,który zdecydowanie obronił się w warunkach festiwalowych. 

Ci, którzy czekali na piekielną otchłań, grobowe wyziewy, potężne blasty i gitarowy mrok, mogli zaspokoić swoje apetyty podczas dwóch finałowych występów black-metalowych potęg - Azarath i uwielbianej, kultowej w środowisku metalowym Mgły. Szczególnie występ drugiej z wymienionych grup spotkał się z uznaniem publiczności, wiwatującej na cześć zespołu i poddającej się hipnotycznej aurze mrocznego misterium. W chłodzie nocy, oparach dymu i naturalnie unoszącej się nad terenem festiwalu wieczornej mgły występ czterech zamaskowanych postaci na spowitej niebieskim światłem scenie okazał się strzałem w dziesiątkę. Festiwal zwieńczył zaś wybuch czarnego konfetti przy dźwiękach szlagieru "Never Ending Story".

Ogromne wyrazy uznania i podziękowania należą się organizatorom i ich współpracownikom, za dopięcie wszystkiego na ostatni guzik i przygotowanie tej pięknej imprezy. Dla mnie osobiście była to pierwsza wizyta w Aleksandrowie, ale od pierwszej minuty po wejściu na teren festiwalu, wiedziałam, że jak wszystko dobrze pójdzie, to z pewnością nie ostatnia. Do zobaczenia za rok i zapraszam do obejrzenia galerii! 



DEATH DENIED







 

VARMIA










































 

THE STUBS 



























 

IN TWILIGHT'S EMBRACE

 











































ME AND THAT MAN






















































 



















AZARATH 
























 

MGŁA