środa, 5 maja 2021

Paweł Szamburski [Bastarda]: Zarówno na poziomie emocjonalnym jak i twórczym wektory momentalnie się zgodziły

Niewiele jest takich zespołów, które potrafią dotrzeć do serca słuchacza niezależnie od ukochanego przez niego gatunku muzycznego. Jednym z nich jest Bastarda, eksplorująca obszary muzyki dawnej i interpretująca te dźwięki w nietuzinkowy, bardzo osobisty sposób, budując pomost pomiędzy dziedzictwem kulturowym i sztuką współczesną.

Pawła Szamburskiego, Michała Górczyńskiego i Tomasza Pokrzywińskiego łączy przyjaźń i wspólna pasja. Od debiutanckiego "Promitat Eterno" przeszli razem długą i ekscytującą drogę, eksperymentując i nieustannie szukając nowych środków wyrazu. Właśnie ukazał się czwarty album grupy, który trio nagrało wspólnie z portugalskim wokalistą Joao da Sousa. 

Z tej okazji miałam ogromną przyjemność porozmawiać z klarnecistą i liderem grupy Pawłem Szamburskim, który nie tylko opowiedział w szczegółach o nowej płycie Bastardy, wyjaśniając między innymi dlaczego tym razem pojawił się wokal na całości, lecz także o swoich inspiracjach i planach na najbliższe miesiące, dotyczących między innymi kolejnych ekscytujących spotkań z artystami z różnych muzycznych światów i solowego albumu, który ukaże się jeszcze w tym roku. Między wierszami pojawiło się też trochę nostalgicznych nawiązań do czasów, gdy artysta słuchał... death metalu. Jeśli jesteście ciekawi, jak ta inspiracja przełożyła się na twórczość Bastardy, zapraszam do lektury :)



MUAM: Na początku naszej rozmowy chciałam Ci ogromnie podziękować za "Fado". Jest przepiękny, szczery i bardzo poruszający. Jak w przypadku każdej płyty Bastardy słychać wyraźnie, że świetnie Wam się razem pracowało. Jak nagrywało się ten album? Jakie emocje towarzyszyły procesowi twórczemu?

Paweł Szamburski: Zarówno na poziomie emocjonalnym jak i twórczym wektory momentalnie się zgodziły. Joao jest naprawdę wspaniałym partnerem w pracy i dogadujemy się na stopie koleżeńskiej, społecznej, co dla mnie jest niezwykle istotne w pracy i co przekłada się potem na efekt muzyczny. 

Szczególnie w przypadku Bastardy, w szczególności specyficznego charakteru naszej pracy oraz procesu tworzenia muzyki - to niezwykle ważne aby złapać wspólny język na wielu poziomach, nie tylko tym artystycznym. Nagranie albumu w studiu Tonn przebiegało w bardzo dobrej atmosferze i udało nam się w jeden dzień nagrać całą muzykę na tzw. "setkę" czyli bez żadnych poprawek, overdubów -  nagraliśmy wszystko po prostu na żywo tak, jak siedzieliśmy. :)

 

MUAM: Przyznaję szczerze, że Wasz nowy album bardzo mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się wokalu, a tym bardziej na całości. Owszem, oglądałam kilka nagrań z ostatnich Waszych występów, podczas których Waszym gościem był Joao de Sousa, ale nie sądziłam, że staniecie się kwartetem na potrzeby czwartego wydawnictwa. To bardzo miła i ciekawa odmiana, dodająca dźwiękom jeszcze więcej kolorytu. Czy pomysł na tę współpracę pojawił się już wcześniej czy dopiero w momencie planowania kolejnego albumu po "Nigunim"? A może stało się to po efektach współpracy z chórem, które słyszymy w "Ledovid"?

PS: W ostatnim czasie dla Bastardy coraz bardziej inspirujący staje się element wokalny, ludzki głos. Mamy już za sobą współpracę z Chórem Grochów przy Nigunim, także opracowania Valentina Trillera z Joanną Halszką Sokołowską, no i najświeższy pomysł na autorskie opracowanie muzyki Fado z Joao de Sousa. Przed nami zresztą kolejne kolaboracje angażujące ludzki głos - album z Chórem Swps, kaukaskim zespołem Jrpjej dla festiwalu Unsound, a w przyszłym roku być może wspólna płyta z zespołem Sutari... 

Jeśli chodzi o "Fado" - pomysł przyszedł do zespołu od Michała Górczyńskiego, który znał się z Joao wcześniej i przy okazji wydarzenia organizowanego przez Instytut Camoesa oraz Ambasadę Portugalii zaproponowali opracowanie kilku pieśni Fado w hołdzie Amalii Rodrigues. Na początku nie spodziewałem się, że rozwiniemy pomysł dalej, ale śpiew i charyzma Joao oczarowała mnie i nie tylko mnie bo następstwem pierwszego spotkania był kolejny koncert na zamówienie radiowej Dwójki - prosta droga do nagrania płyty i uchwycenia tego światła, które pojawiło się na naszej drodze.

fot. Mikołaj Starzyński

MUAM: Joao de Sousa jest Portugalczykiem, który mieszka w Polsce od dawna. Na "Fado" śpiewa w swoim ojczystym języku, by wyrazić najpełniej swoje emocje. O czym śpiewa? O czym jest ten album?

PS: Na albumie celowo nie używamy pełnych tłumaczeń, a jedynie słowa klucze, które oddają istotę, napięcie czy temat, który porusza dana pieśń. Podobnie zresztą pracowaliśmy na próbach - Joao opowiadał nam ogólnie o czym jest utwór i zaczynaliśmy grać. 

Tłumaczenie tych intymnych, poetyckich tekstów na język polski, a potem angielski byłoby moim zdaniem niepotrzebnym trudem. W ogólnym ujęciu - to utwory o istotnych aspektach życia, o przyjaźni, samotności, o miłości, walce ciała czy żądzy z intelektem i rozumem, o ścieraniu się, oczekiwaniu, o śmierci w końcu. Wszystko to zresztą doskonale słychać w muzyce i mam nadzieję naszych aranżacjach. Ja osobiście nigdy nie słuchałem i nie tłumaczyłem sobie tekstów piosenek obcojęzycznych, których docierały do mnie w młodości - pozostawałem w strefie dźwięku i to mi wystarczało, czasami gdy przetłumaczyłem sobie dosłownie jakiś tekst na polski, utwór tracił na mocy i przestawał być abstrakcyjnym i przez to otwartym przekaźnikiem czystej energii.

 

MUAM: Zdecydowanie słychać! I zdecydowanie masz rację z tym tłumaczeniem oryginału na inny język - często zdarza się tak, że tekst przetłumaczony traci pierwotną energię. "Fado" to tęsknota. Ostatni rok świetnie wpisuje się w takie emocje i odczucia - pandemia sprawiła, że trudno znaleźć obecnie osobę, która nie tęskni za kimś czy za czymś, co zostało jej odebrane. Za czym Ty tęsknisz jako artysta i tak czysto osobiście?

PS: "Fado" to także przeznaczenie, fatum - czyli to co nieuniknione, to co ma być - niekoniecznie łatwe i miłe... I tak trochę jest z tym naszym dziwnym czasem, w którym przyszło nam żyć. Taka swoista lekcja pokory czy nowego poznania, kompletnie niezależna od nas i naszych decyzji, musimy poddać tym trudom i nauczyć się z nimi żyć.

Ja oczywiście najbardziej tęsknię za ludźmi, za spotkaniami, koncertami i wymianą energii. To daje napęd i mobilizuje mnie do pracy, no i kocham to po prostu! Ostatni rok był trudny, ale wierzę, że już za moment się spotkamy.

 

MUAM: Ja również, bo bardzo tęsknię za koncertami, spotkaniami i rozmowami po występach. Przysłuchując się "Fado" przyjrzałam się też pięknej minimalistycznej okładce zdobiącej płytę. Skąd pomysł na nią i uwiecznienie "Tkanki" Justyny Kosińskiej?

PS: Szukałem motywu na okładkę grzebiąc w tradycyjnych portugalskich źródłach, plakatach i afiszach koncertów Fado, chciałem odnieść się jakoś do stylu Art Nouveau, jednak przetworzyć go jakoś i nadać współczesny wymiar. Nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy i wtedy przed oczami stanęła "Helena" czyli nowa praca wyszywana przez Justynę Kosińską! 

Uwielbiam takie przypadki i od razu napisałem do Justyny, że to musi być okładka naszej nowej płyty! Tam jest wszystko - jest tęsknota, jest smutek, zaduma, nostalgia, ale także śmierć - wszystko w tym obrazie było dla mnie esencją naszego "Fado" i naszej muzyki. Tutaj muszę wspomnieć również o Jarosławie Pawlickim, który całość okładki zaprojektował i złożył piękną typografię nawiązującą charakterem do starych portugalskich afiszy. Projekt wizualny mam nadzieję oddaje istotę muzyki zawartej na płycie. Dla mnie te wszystkie elementy układanki są bardzo ważne i muszą być spójne.

 

MUAM: O tak, zdecydowanie wszystkie elementy pięknie się komponują! Bastarda to zespół, który zgłębia tajniki muzyki dawnej, zachowując pamięć o niej, przypominając o tym, dlaczego jest wyjątkowa. W twórczości Bastardy jest jednak coś uniwersalnego i ponadczasowego, co wymyka się wszelkiej gatunkowości. Wasza muzyka inspiruje artystów i odbiorców przeróżnych stylistyk muzycznych, jest bliska wrażliwym na piękno odbiorcom. Co Cię najbardziej fascynuje w historii muzyki?

PS: Nasza muzyka wychodzi od źródeł czy to muzyki dawnej czy folkowej czy religijnej - jednak to, na czym nam najbardziej zależy to autorska wypowiedź i filtrowanie źródeł przez naszą wrażliwość oraz ostatecznie stworzenie nowych kompozycji, aktualnych dla nas i naszych odbiorców. Powstają zatem swoiste kolaże, reinterpretacje, trawestacje i przetworzenia poddane bardzo charakterystycznemu językowi zespołu.

Mnie osobiście w historii muzyki fascynują rzeczy dawne, pradawne, jak najstarsze i źródłowe, stąd też zamiłowanie do folkloru, tradycyjnej muzyki ludowej, religijnej - średniowiecza, renesansu czy baroku. Jestem oczywiście otwarty na wszelkie przejawy sztuki współczesnej i kocham eksperyment, także dziwaczny wiek XX pochłaniam z wypiekami na twarzy!

fot. Mikołaj Starzyński

 

MUAM: Twórczość Bastardy i Twoje solowe dokonania pełnią w pewnym sensie też rolę edukacyjną - uczysz nie tylko historii sztuki, ale opowiadasz także poprzez dźwięki o czasach znanych ze szkolnej ławki. W ten sposób możesz dotrzeć do młodych ludzi i inspirować ich do zgłębiania tajemnic historii. Pięknie też o genezie poszczególnych kompozycji opowiadasz na koncertach.  Co o tym sądzisz? Czy czujesz się trochę nauczycielem?

PS: Rzeczywiście uwielbiam opowiadać na koncertach i tworzyć również ramy słowne dla muzyki. Pomaga mi to w całej sytuacji scenicznej i w kontakcie z publicznością. Wydaje mi się bardzo istotne złapanie relacji z ludźmi również na poziomie intelektualnym, społecznym, a potem tym abstrakcyjnym i emocjonalnym, który idzie z czystą muzyką. Te dwie drogi komunikacji mogą się pięknie dopełniać i łączyć. W tym kontekście nie czuję się nauczycielem i nie mam takich kompetencji, ale czuję że mogę nawiązać głębszą relację z odbiorcą, bardziej się z nim zaprzyjaźnić - co pomaga z kolei w wytwarzaniu muzyki na scenie.


MUAM: Co jeszcze Cię inspiruje do tworzenia? Filmy, książki, obrazy, natura, życie codzienne, a może muzyka innych artystów?

PS: Wszystko. Do działania i tworzenia inspiruje mnie z pewnością wszystko, ale pomysły przychodzą czasami również z pustki, bezsenności, beznadziei i tak po prostu nagle się pojawią jak objawienie w głowie i wtedy staram się szybko to łapać i realizować, czyli zamienić pomysł, idee w działanie. Nie zawsze i nie wszystko się udaje, ale sporo na szczęście tak.

 


MUAM: Twórczość Bastardy stoi w opozycji do trendów, które są obecnie na czasie czy to w popkulturze, czy konkretnie w muzyce, której z reguły słucha młodzież. Nastolatkowie wybierają przede wszystkim hip hop, elektronikę czy pop. A czego Ty słuchałeś, jak byłeś w wieku nastoletnim? Co Cię wtedy inspirowało?

PS: Miałem niegdyś zajęcia warsztatowe z klasą gimnazjalną i zrobiłem takie YouTube party - gdzie każdy uczeń puszczał swój ulubiony utwór i musiał o nim opowiedzieć, obronić go i jakoś zanalizować, dlaczego mu się akurat podoba i co go w tym konkretnym dziele porusza. Zdziwiłabyś się jak szeroka gatunkowo była muzyka, którą puszczali. Był oczywiście hip hop i elektronika, ale również dużo metalu, rocka, a nawet klasyki, muzyki filmowej. Byłem tym zachwycony.

Jako młody  człowiek dość szybko zorientowałem się że podoba mi się wiele rzeczy, nie tylko jeden gatunek. Choć oczywiście tym najważniejszym dość długo i z pełną namiętnością był Death Metal - absolutnie pochłaniający i ekstremalny w przekazie. A potem to już wszystko - muzyka filmowa, folk, awangarda, klasyka, elektronika i tak w sumie mam do dziś.

 

MUAM: Być może odpowiadałeś już na takie pytanie i nie doczytałam, za co przepraszam, ale tak właściwie to dlaczego właściwie w Bastardzie są na stałe 2 klarnety i wiolonczela? Wiem, że udzielałeś się w różnych zespołach i tam grałeś na różnych innych instrumentach.

PS: Decyzja o doborze tego specyficznego instrumentarium zapadła "jak klamka" w momencie gdy usłyszeliśmy - na pierwszej próbie w trio - barwę i wszystkie wibracje wynikające z połączenia tych instrumentów. Oczarowało nas to i było kompletne, definiowało też od razu charakter naszej pracy i styl gry. 

Wolne tempa, kontemplacyjny nastrój, molowe skale i tematy, nokturnowa zawiesina. Teraz na ostatniej płycie dołożyłem również klarnet basowy, który dodatkowo umocnił i pogłębił rejestr Michała Górczyńskiego! No ale najważniejsi są jednak ludzie i relacja nasza przyjacielska w zespole, bez tego nie ma muzyki.

 

fot. Mikołaj Starzyński

MUAM: Na co dzień słucham przede wszystkim muzyki gitarowej, co nietrudno zauważyć po moich recenzjach czy relacjach 😊 Uwielbiam tak zwane klasyczne rockowe tria z gitarą, basem i perkusją w składzie. Uczestnicząc w koncertach Bastardy niejednokrotnie mam wrażenie, że w Waszej ekspresji jest taka rockowa energia, ale wyrażona w troszkę innej postaci, chociażby ze względu na używane przez Was instrumenty. Tak to czuję. Co o tym myślisz?

PS: Też to czuję! I myślę, że to spuścizna tego Metalu, którego słuchałem za dzieciaka, a także energii, która gotuje się na scenie. Bastarda mimo wspomnianego spokoju i melancholii w brzmieniu ma ogień, który czasem aż wyłazi spod tego garnuszka z muzycznym sosikiem. I nie tamujemy tego na scenie, raczej pozwalamy kipieć.

MUAM: I bardzo dobrze, bo właśnie ta energia to kwintesencja grania na żywo! Z jednej strony są improwizacje na koncertach, a z drugiej każda wasza płyta to przemyślany i dopracowany do perfekcji koncept. Myśleliście o tym, by któregoś dnia po prostu zarejestrować to, co wam będzie aktualnie w duszy grało tak totalnie spontanicznie i zrobić album w ciągu 2-3 dni? Ciekawa jestem, co by z tego wyszło… zarejestrowanie takiej zupełnie naturalnej, dzikiej energii, zabawy z dźwiękiem. Albo zamienić się instrumentami?

 PS: Nasza praca z jednej strony jest przemyślana i dopracowana w studiu, ale esencją jest zawsze improwizacja i też do pewnego stopnia "nieprzygotowanie", na które po tylu latach możemy sobie już pozwolić, i która jest w tym momencie atutem. Chodzi mi o otwarcie na nowe, na świeży pomysł - zarówno w aranżacji utworu, jak i w barwie czy prowadzeniu instrumentu, melodii, harmonii. Nasze kompozycje nie są zamknięte, koncerty zawsze różnią się między sobą. "Nigunim" to na przykład płyta, która jest rejestracją pierwszego koncertu z tym materiałem, wszystko było wtedy świeże i mnóstwo rzeczy nas samych na tym koncercie zaskoczyło, no i ostatecznie wydaliśmy to  bez żadnych cięć na płycie. Ale zamienić się na instrumenty to ja się mogę tylko z Michałem ;)

MUAM: Jak zmieniła się Bastarda od czasów premiery "Promitat Eterno" po dzień dzisiejszy? Jak postrzegasz ten proces np. w kontekście publiczności na koncertach, fanów, którzy kupują płyty i podchodzą do Was po koncertach czy komunikują się z Wami za pośrednictwem Internetu? Jak podtrzymujecie relacje teraz, w pandemii?

PS: Każda kolejna płyta Bastrady począwszy od "Promitat eterno" to też nowy eksperyment, nowe źródła, nowy temat. Z koncertu na koncert, z płyty na płytę zyskujemy mam nadzieję nowych fanów i słuchaczy, staramy się podejmować ważne i inspirujące dla nas tematy i nie ograniczać się repertuarowo. Drugi album to np. temat śmierci w muzyce - "Ars moriendi", potem chasydzkie Niguny, teraz z kolei Fado z Joao czyli w pewnym sensie skręt do world music, folku. W czasie pandemii staramy się cały czas pracować i myśleć o naszych odbiorcach, jeśli nie możemy zagrać koncertu na żywo zrealizujemy trasę po filharmoniach w ramach "Sceny dla muzyki polskiej" online, zrobimy nowe klipy, nagramy kolejne albumy - za chwilę na przykład wspólny projekt z Holland Baroque dotykający tematu „Orewout” w muzyce - czyli ekstazy religijnej graniczącej z doznaniem niemal erotycznym i kolejny album, który przygotowujemy z 40 osobowym Chórem SWPS - bazujący na polskiej muzyce ludowej związanej z obrzędowością 4 pór roku!

 

fot. Mikołaj Starzyński

MUAM: Imponuje mi Wasza pracowitość i otwartość na różne brzmienia. Marzysz o jakiejś współpracy z zespołem z zupełnie innej muzycznej bajki?

PS: Po trzech płytach wydanych w zasadzie w trio - następuje dla nas właśnie czas kolejnych kolaboracji, o części już wspomniałem wyżej, wiążą się one z ludzkim głosem, staramy się tak dobierać tematy oraz artystów do pracy żeby tworzyć jakąś spójną opowieść, a eksperyment jest wpisany w nasz proces twórczy. Jesienią 2021 w ramach festiwalu Unsound realizować będziemy wspólny projekt z zespołem Jrpjej z Kaukazu - wokół tradycyjnej muzyki tego regionu, oczywiście owijając ją naszym zmysłem, dźwiękiem i aranżacją. Natomiast każdy eksperyment ma swoje granice, a podyktowane one są naszym smakiem, gustem, wrażliwością no i też specyficznym językiem dźwiękowym, który przez ostatnie lata ukształtowaliśmy.

MUAM:  A jakich dźwięków można się spodziewać po Twojej nowej solowej płycie, poza tym, że będą jak zawsze od serca i z głębi duszy?

PS: Moja najnowsza płyta "Uroboros" to kolejny koncept album i jakaś wizja, która przyszła do mnie w jedną bezsenną noc - to będzie trzyczęściowa kompozycja odnosząca się do tradycyjnej muzyki ludowej, a w szczególności istotnych obrzędów przejścia w życiu człowieka.

Tytułowy „Uroboros” to staroegipski symbol przedstawiający węża z ogonem w pysku - wyraża jedność duchową i fizyczną wszechrzeczy, która w formie ciągłej destrukcji i odradzania się symbolizuje nieskończoność.

Kompozycja składać się będzie zatem z trzech części / utworów:

A) Narodziny (muzyka rytualna, powstanie życia, proces narodzin, odniesienia do ludowych kołysanek, pieśni towarzyszących dzieciństwu).

B) Wesele (radosna i dynamiczna część kompozycji odnosząca się do bogatej literatury muzycznej tematu, złożonego i rozbudowanego procesu wesela jako przejścia w dorosłość).

A) Śmierć (w charakterze transowa, rytualna cześć kompozycji odnosząca się do pieśni żałobnych, litanii, procesu czuwania, pochówku i żałoby - stanowi klamrę oraz punkt wyjścia, a zarazem dojścia w strukturze dzieła).

W kompozycji posługiwać się będę klarnetem, klarnetem basowym, bębnem szamańskim oraz efektami elektronicznymi - w szczególności zapętleniami i delay’ami. Także dużo elektroniki i przetworzeń, ale w użyciu w sumie minimalnym i wzbogacającym barwy i kolory źródłowych instrumentów.

MUAM: Czekam niecierpliwie na efekty tej pracy i trzymam kciuki! Dziękuję Ci bardzo za rozmowę, to była czysta przyjemność!