Choć istnieją od ponad piętnastu lat, nie zdobyli jeszcze uznania, na które zasługują. Powinno być o nich znacznie głośniej. Jest spora szansa, że zmieni ten stan rzeczy ich piąty album, bo Tribulation wracają w świetnym stylu. Nowa propozycja Szwedów to równa i melodyjna płyta, która zadowoli miłośników melancholijnego metalu.
Po niespełna dwóch latach od premiery świetnie przyjętego "Lotus", Soen wraca z nowym materiałem. Czy dźwięki na tej płycie są tak samo groźne jak okładkowy wąż i tak samo minimalistyczne i stylowe, jak technika wykonania tej pracy?
To jeden z tych artystów, którego nie trzeba przedstawiać nie tylko miłośnikom muzyki elektronicznej, lecz także wszystkim, którzy mieli choćby epizodyczną styczność z twórczością najbardziej cenionych zespołów wszech czasów. Martin Gore, muzyk doskonale znany ze współpracy z Dave'm Gahanem w ramach kultowego Depeche Mode wraca z nowym, elektryzującym projektem solowym, który zaskoczy niejednego fana tej fantastycznej grupy!
Ich muzyka słynie z tego, że jest niezwykle przyjemna i uniwersalna. Trafia w serca odbiorców ceniących często odmienne estetyki od rozmarzonych popowych melodii. Duet Still Corners po trzech latach wraca z nowym materiałem równie pięknym i relaksującym jak poprzednie dokonania.
To jeden z tych artystów, którego nie trzeba przedstawiać. Prawdopodobnie wśród czytelników tej strony nie ma osoby, która nie słyszałaby o zespole Genesis. To z działalności w tym zespole znany jest przede wszystkim Steve Hackett, uwielbiany przez kilka pokoleń fanów za charakterystyczny styl gry na gitarze elektrycznej. "Under A Mediterranean Sky" to pierwszy w pełni solowy materiał Hacketta od 2008 roku. Jeden z najważniejszych gitarzystów wszech czasów udowadnia na tym albumie, że jego horyzonty wykraczają daleko poza granice wyrafinowanego rocka, zwanego niekiedy progresywnym.
Jest takie niejednoznaczne uczucie, trochę jak "unoszenie się" w powietrzu, czy odpływanie, które pomaga zapomnieć o codzienności, wyłączyć się i odpocząć. Jak łatwo się domyślić, taki stan niejednokrotnie potrafi wywołać muzyka...
Zagrali ponad sto koncertów w trzynastu europejskich krajach. Dzielili scenę z gwiazdami post-rocka, wystąpili na wielu festiwalach, w tym katowickim Off Festivalu i belgijskim Dunk Festivalu. Ich debiut, "Salute Solitude", spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem fanów ambitnej, niebanalnej, a zarazem melodyjnej muzyki. Po sześciu latach Spoiwo wraca z nowym materiałem w bardzo trudnych czasach. Drugi album zespołu to otwarcie zupełnie nowego, ekscytującego rozdziału.
Są ze Szwecji, ale w ich muzyce nie znajdziecie tej typowo skandynawskiej mrocznej wrażliwości. Grają za to bezkompromisowo i trochę "niepoważnie". Trudno te dźwięki zaklasyfikować do konkretnego gatunku, ale zdecydowanie więcej w nich rock'n'rolla, indie i przebojowości niż metalowego ciężaru czy emocjonalnej żonglerki. Viagra Boys grają tak, że gdyby nie wirusowe blokady, mogliby bez problemu rozkręcić imprezę w niejednym rockowym klubie i porwać do szaleństwa festiwalową publiczność.
Miała ukazać się w czerwcu ubiegłego roku, ale koronawirusowe szaleństwo przyczyniło się do opóźnień w produkcji nośników fizycznych. Fani musieli więc poczekać na premierę piątej płyty Wardruny pół roku dłużej. Jeśli lubicie klimatyczne dźwięki z przekazem i nieoczywiste rozwiązania brzmieniowe, to wydawnictwo sprosta waszym oczekiwaniom. Znajdziecie tu jeszcze więcej magii i pięknych melodii niż na poprzednich płytach grupy.
Jedni określają ten gatunek mianem hermetycznego, inni zachwycają się jego specyficznym klimatem. Dominuje tu muzyka instrumentalna tworzona za pomocą gitar, klawiszy i bębnów, pełna pogłosów i przestrzeni. O jaką muzykę chodzi?
Nie od dziś wiadomo, że klasyczne rockowe trio potrafi niekiedy wykrzesać więcej energii z dźwięków, niż niejeden kilkuosobowy zespół. Potwierdza to działalność Dread Sovereign - pobocznego projektu wokalisty Primordial, Nemtheangi, który śpiewa i gra tam na basie, w towarzystwie gitarzysty i perkusisty. Trio na swojej nowej płycie pokazuje, że jest w świetnej formie.
Nieczęsto zdarza się, by dwoje artystów z różnych muzycznych "bajek" dopasowało się tak dobrze. Tak stało się z Emmą Ruth Rundle i Thou, którzy podzielili się efektami współpracy kilka miesięcy temu. Teraz ukazuje się jeszcze jedna odsłona ich działań. EPka "The Helm Of Sorrow" jest kontynuacją wydanego w październiku "May Our Chambers Be Full", jednego z najlepszych i najbardziej ekscytujących albumów minionego roku.
Wyobraź sobie pewną sytuację. Jesteś twórcą cenionym na całym świecie wśród miłośników sztuki niezależnej, ambitnej, niekomercyjnej. Oczekuje się od Ciebie wypracowanej przez lata najwyższej jakości twojej pracy i pewnej formy działań. Jednocześnie ty nie chcesz stać w miejscu, bo nudzi cię, a nawet trochę denerwuje to, z czym jesteś kojarzony i masz ochotę zrobić coś nowego, trochę innego niż chcieliby twoi wielbiciele, ponadto to, co w pełni odda twój nastrój i zaobserwowaną rzeczywistość z twojej perspektywy, podkreślając twoją wyjątkowość. Co robisz? A - masz gdzieś fanów i działasz zgodnie ze swoim sumieniem, czy B - rezygnujesz z ryzyka i robisz wszystko, by trafić do wiernej grupy odbiorców?
Lubisz metal, ale przede wszystkim jego przystępniejszą odsłonę? Do twoich ulubionych gatunków należy doom metal? Bardzo możliwe, że spodoba ci się muzyka Mother of Graves. Debiutancka EPka tej amerykańskiej grupy to krótka i treściwa porcja melodyjnego metalu dla fanów Katatonii, Anathemy, Paradise Lost i My Dying Bride.
Lubię muzykę tajemniczą, nieoczywistą, niejednoznaczną. Lubię, gdy utwory wywołują emocje i budują specyficzną atmosferę gdzieś na pograniczu zaintrygowania, zaniepokojenia i błogości. Takie odczucia wywołuje w dużej mierze słuchanie dźwięków, które określa się mianem dark lub nordic folku oraz brzmień inspirowanych tymi gatunkami, a także delikatna, a jednocześnie zabarwiona mrokiem elektronika. Postanowiłam połączyć w godzinną opowieść kilka kompozycji, wpisujących się w taką konwencję.
Elektroniczny projekt Pawła Przyborowskiego i Sebastiana Lipińskiego wraca z nową EPką. To finałowy rozdział trzyodcinkowej, rozpoczętej w styczniu 2019 roku przygody z małymi wydawnictwami. Jaki jest? Bardzo przyjemny i tak jak poprzednie dwa minialbumy zdecydowanie wart uwagi.
Są takie dni, gdy potrzeba szczególnych warunków, by się wyciszyć i odsapnąć. Oczywiście może pomóc w tym muzyka. Mam nieodparte wrażenie, że w takich momentach idealnie sprawdzają się dźwięki delikatne, urokliwe, a jednocześnie niebanalne, najczęściej grane z wykorzystaniem fortepianu, instrumentów smyczkowych czy subtelnej elektroniki, w pewien sposób nawiązujące do muzyki klasycznej.
Styczeń to dobry czas nie tylko na podsumowanie minionego roku. To moment, gdy spokojnie można sięgnąć po dźwięki, na które w innych miesiącach mogłoby brakować czasu, ze względu na ogrom premier. Jeśli macie ochotę na coś nietypowego, posłuchajcie międzynarodowego projektu Gorizont 3, który niedawno opublikował efekty swoich działań na portalu Bandcamp.
No to jest - ostatnia porcja płyt z 2020 roku, o których chciałam, ale nie zdążyłam szerzej napisać. Wśród poniższych propozycji
znajdą się bardzo różne wydawnictwa, od popu aż po dźwięki ekstremalne, jazz, czy
elektronikę. Do wyboru, do koloru. Miłego odbioru.
Uwaga! Jak to zwykle bywa w przypadku warto na tę listę zajrzeć
więcej niż raz, bo może się ona jeszcze powiększyć w styczniu 😊
Zgodnie z zapowiedzią z początkiem nowego roku ruszył na stronie nowy cykl. Raz-dwa razy w tygodniu pojawi się na tej stronie nowa playlista. Będą to muzyczne wycieczki w różne rejony stylistyczne i geograficzne. Będą powroty do nagrań sprzed lat i nowe utwory, zestawione obok siebie. Połączą je podobne emocje i klimat. Każdy "odcinek" będzie trwał około godziny (+/- 1-2 min) i związany będzie tematycznie. Na pierwszy ogień "cold winds".
Nowy rok zaczniemy tym razem trochę na przekór, trochę z przymrużeniem oka i nieco kontrowersyjnie - od płyty przyjemnej, a jednocześnie skłaniającej do myślenia. Taki jest nowy materiał The Handsome Devil. Brooklyńska formacja wraca ze świeżymi utworami po czterech latach od ostatniej EPki i niemal siedmiu latach od studyjnego albumu.
No to zacznę tym razem banałem - jaki będzie 2021 nie wie nikt, a tym bardziej w muzyce. Koncertów na horyzoncie z wiadomych powodów nie widać, są za to plany wydawnicze. Postanowiłam opublikować kalendarz albumowych premier na nadchodzący rok, aby mimo wszystko było na co czekać. Koncertowego póki co nie będzie, ze względu na brak klarownych planów co najmniej do późnej wiosny, a może i lata czy jesieni. Oczywiście już wiadomo, że różnorakich płyt ukaże się znacznie więcej niż te wymienione poniżej, jednak podobnie jak wszędzie potrzebna jest pewna selekcja. :) Kalendarz, tak jak w latach poprzednich, będzie sukcesywnie uzupełniany. Zapraszam!