środa, 15 lipca 2020

Najmniejsza Wspólna Wielokrotność - Llovage (14.07.2020)

To będzie bardzo nietypowa relacja - związana z muzyką, ale nie koncertowa. We wtorkowy wieczór miałam przyjemność wziąć udział w premierze bardzo osobliwego filmu oraz bardzo ciepłym spotkaniu z jego twórcami. Takie atrakcje odbywają się w ramach jubileuszowej, dwudziestej edycji Sopot Film Festival. 




Ale zaraz zaraz...jak to festiwal w czasie pandemii? Jak najbardziej, w dodatku w klasycznej formie, nie online. Podczas sopockiego festiwalu filmowego wszystkie pokazy odbywają się na żywo, w kilku lokalizacjach, z zachowaniem zasad dystansu społecznego i higieny, a co więcej panuje przyjazna atmosfera. Nic więc dziwnego, że chętnych do udziału w projekcjach nie brakuje. We wtorek festiwal zagościł w przytulnej sali Sceny Kameralnej Teatru Wybrzeże, gdzie miało miejsce kilka ciekawych projekcji wraz z towarzyszącymi spotkaniami. 


Fanów muzyki najbardziej zainteresowało wydarzenie zaplanowane na dwudziestą pierwszą - premiera filmu "Najmniejsza Wspólna Wielokrotność". To bardzo nietypowy reportaż ze studia, dokumentujący nagrania debiutanckiego wydawnictwa projektu Llovage - efektu współpracy dwójki przyjaciół - kontrabasisty Ola Walickiego i perkusisty Jacka Prościńskiego. Widzowie festiwalu mogli zobaczyć go jako pierwsi, a co więcej, posłuchać co na jego temat mają do powiedzenia sami twórcy.

Album został zarejestrowany w ciągu trzydniowej sesji w warszawskim Studiu Polskiego Radia S4/6 im. Jerzego Wasowskiego - miejscu legendarnym, o charakterystycznej atmosferze i wystroju. Artyści postanowili ten proces zachować w formie video i zaprosili Konrada Kulczyńskiego, który podjął próbę uwiecznienia tego niezwykłego wydarzenia w dziewiczej, naturalnej i w pełni autentycznej formie. Nie tylko udało się osiągnąć zamierzony efekt, lecz także oddać w kadrach fantastyczne porozumienie artystyczne i dialog różnych form sztuki. 

Trudno określić gatunek tego filmu - jest to pewnego rodzaju muzyczno-wizualny eksperyment, łączący film dokumentalny i totalną awangardę, oczywiście częściowo rozplanowany przed rozpoczęciem rejestracji, lecz tylko po to, by osiągnąć główny cel, czyli nagrać album. Całość trwa niespełna godzinę i zawiera pełen materiał, czyli siedem kompozycji z płyty, która ukazała się w październiku ubiegłego roku.

Obraz w pełni koresponduje z dźwiękiem, poruszając duszę wrażliwego słuchacza i zmuszając nie tylko do myślenia, lecz przede wszystkim współodczuwania przekazywanych przez muzyków emocji. Podpatrywanie artystów w studiu podczas pracy tak, by nie zaburzać naturalnej energii wytwarzającej się podczas procesu twórczego to doświadczenie niemal mistyczne. Zbliżenia na instrumenty, mimikę twarzy, pełnię koncentracji na wykonywanej sztuce i pokazanie otoczenia w nietypowy sposób - wszystko to podkreślało charakter muzyki i pomagało zrozumieć jej przekaz, poczuć jeszcze bardziej jej głębię i dać się jej ponieść. To trochę tak, jak uczestnictwo w prywatnym koncercie.

To nie przypadek, że w filmie właściwie nie padają słowa. One wydają się wręcz zbędne, bo przyjaciele znają się tak dobrze, że rozumieją się bez słów i wystarczą spojrzenia i dźwięki, by obie strony wiedziały, o co chodzi. Walicki i Prościński rozmawiają poprzez instrumenty, wykorzystując nie tylko kontrabas i perkusję, lecz także przeróżne perkusjonalia i elektroniczne smaczki. Ta niezwykła energia została zarejestrowana na płycie dokładnie w takiej formie, w jakiej doświadczamy jej w filmie - bez dodatkowej produkcji, dogrywek, modyfikacji. To dowód na to, że mamy do czynienia z profesjonalistami i fantastycznymi, szczerymi, naturalnymi ludźmi, którzy nie udają, lecz są w pełni sobą i chcą się podzielić ze słuchaczem tym, co gra im w duszy i co jest dla nich ważne.

Podobnych odczuć można było doznać też w trakcie spotkania z reżyserem i muzykami, którzy chętnie i szczegółowo odpowiadali na pytania o formę filmu, jego zawartość, znaczenie i cel. Z uśmiechami na ustach dzielili się też własnymi wrażeniami po obejrzeniu i usłyszeniu swojego dzieła. Słuchając ich wypowiedzi można było wysnuć wniosek, że wszelkie działania związane z projektem Llovage nie dzieją się bez przyczyny i definiują autentyczność muzyków.

Tytuł filmu - "najmniejsza wspólna wielokrotność" to określenie duetu, czyli najmniejszej formy zespołu, zaś nazwa grupy to po angielsku...lubczyk, czyli uniwersalna przyprawa o pięknym zapachu, ukochana przez Walickiego, o czym można było się przekonać oglądając film i słuchając późniejszych wypowiedzi. Kadrom ze studia towarzyszyły te z rejestracji procesu powstawania okładki i kompletowania płyt, a przede wszystkim własnoręcznego ugniatania wałkiem do ciasta, suszenia suszarką fotograficzną  i pakowania liści lubczyku do każdego egzemplarza całego nakładu wersji kompaktowej albumu. Jak przyznali autorzy, było to siedemset sztuk, co budzi podziw.

Bardzo trudno opowiada się o tym filmie tak, by przekazać komplet doświadczeń i emocji, których doznaje odbiorca w czasie seansu. To sztuka, którą najlepiej odbiera się w ciszy i pełnym skupieniu, chłonąc detale i zasłuchując się w poszczególne partie instrumentów. Walicki i Prościński nagrali album przełomowy i nowatorski, który otwiera głowę i pokazuje, że kreatywność nie ma kryteriów, a jedyną jej granicą może być chęć i pomysłowość samego twórcy. To sztuka stworzona z ogromną pasją, zaangażowaniem i poświęceniem i za to należą się artystom szczere wyrazy uznania i szacunku. To po prostu trzeba zobaczyć i usłyszeć na własne oczy i uszy. 


Posłuchaj płyty: Llovage