poniedziałek, 24 lutego 2020

Alcest, Birds In Row, Kaelan Mikla - Warszawa, Proxima, 20.02.2020 [GALERIA ZDJĘĆ]

To piękne, gdy w trasie koncertowej rodzą się między muzykami przyjaźnie, gdy zespoły dziękują kolegom ze sceny, dedykując sobie wzajemnie kompozycje, a po występach toczą się z fanami długie rozmowy. Tak było w czwartkowy wieczór w Warszawie, gdzie w wypełnionej niemal po brzegi Proximie zagrał francuski Alcest z przyjaciółmi z Birds In Row i Kaelan Mikla. Była to prawdziwa uczta dla koneserów dźwięków wyszukanych i wymykających się gatunkowej klasyfikacji.  




W czwartkowe popołudnie na godzinę przed otwarciem bram ustawiła się spora kolejka sympatyków wszystkich występujących grup, spragnionych spotkania z muzykami. Nagrodą dla nich była możliwość kontaktu praktycznie na wyciągnięcie ręki. Z klubu zniknęła fosa, a barierki ustawiono tuż przy scenie, co umożliwiło kameralną atmosferę koncertów. Jako pierwsze punktualnie o 19:30 w oparach kadzideł, na spowitej niebieską mgłą scenie zjawiły się Islandki z Kaelan Mikla. Margrét Rósa, Laufey Soffia i Sólveig Matthildur zaprezentowały materiał z trzeciej, rewelacyjnej płyty "Nótt Eftir Nótt". Ubrane w stylowe suknie prezentowały się wyjątkowo. Taniec i przestrzenny, nietypowy głos wokalistki i wtórujących jej przyjaciółek, intensywne partie basu, klawiszowe odjazdy - wszystkie elementy tworzyły niezwykłą, mroczną całość, której nie sposób było się nie poddać. Czterdziestominutowy występ skończył się momentalnie i pozostawił w duszy pragnienie ponownego, wielokrotnego spotkania z dźwiękami.

Jako drudzy zaprezentowali się Francuzi z Birds In Row. Zabrali słuchaczy w podróż pełną hałaśliwych, punkowych galopad z pięknym przekazem. Takim, by szanować innych, to, że mają inne zdanie, by zatrzymać mowę nienawiści. Zagrali z ogromną energią i zaangażowaniem, za co publiczność odwdzięczyła się im szczerymi owacjami. Perkusyjne galopady, mięsisty bas, wściekłe riffy i krzyk lidera były bardzo ciekawym wprowadzeniem do koncertu gwiazd wieczoru, który dodatkowo poprzedziło eteryczne, kilkuminutowe, instrumentalne intro.

Alcest jest obecnie w największej dotąd trasie koncertowej i radzi sobie świetnie jako headliner. Podobnie jak przy poprzednich występach w Polsce zaprezentował się jako kwartet. Do Neige'a i Winterhaltera dołączyli basista i gitarzysta, dzięki czemu kompozycje francuskiego projektu zabrzmiały wyśmienicie. Artyści zagrali półtoragodzinny set obejmujący kompozycje głównie z ostatniej płyty "Spiritual Instinct" oraz przedstawicieli poprzednich albumów, budując bardzo melodyjny, a zarazem pełen energii zestaw dźwięków. Winterhalter dwoił się i troił za perkusyjnymi bębnami i talerzami, Neige popijając miętową herbatę płynnie przechodził od falsetu do black metalowego krzyku, a towarzyszący im przyjaciele dodawali pełni brzmienia kompozycjom. 

Fani nie oszczędzali swoich gardeł w wyrazach zachwytu, dziękując po każdym utworze gorącymi okrzykami. Poruszony reakcją publiczności Neige patrzył na słuchaczy i kilkukrotnie z trudem opanowywał mimowolnie szklące się w kącikach oczu łzy. Nie musiał wiele mówić i zachęcać do interakcji - ręce same składały się do oklasków. Zadedykował "Kodamę" przyjaciołom, którzy zagrali przed nimi. Po długim bisie zakończonym instrumentalnym outrem do "Délivrance" muzycy kolejno opuszczali scenę. Ostatni nisko skłonił się lider, okazując publiczności szacunek za piękne przyjęcie. 

Gdy koncertowe emocje nieco opadły Neige i Winterhalter przyszli przywitać się z fanami, zamienić kilka słów i podpisać płyty. Choć byli ekstremalnie zmęczeni, nie zawiedli tych, którzy czekali, by podziękować im osobiście za wzruszenia, za muzykę i to, jakie ma dla nich znaczenie. Za to należy im się najwyższe uznanie. 

Miałam przyjemność fotografować ten piękny wieczór. Zapraszam do obejrzenia zdjęć poniżej: 

KAELAN MIKLA 


























 

BIRDS IN ROW

 

















ALCEST