piątek, 31 stycznia 2020

Pimpono Ensemble - Survival Kit (25.01.2020)

Pimpono Ensemble - Survival Kit

Deszczowo, zimno, ciemno, szaro, buro… Nic się nie chce poza podsypianiem w każdym możliwym momencie, niewiele rzeczy cieszy, dni dłużą się, codzienność przytłacza…To symptomy tak zwanej "jesiennej deprechy", o której już ponad dwie dekady temu śpiewał Tymon Tymański na słynnej płycie "P.O.L.O.V.I.R.U.S." grupy Kury. Tegoroczna zima w naszym kraju zdecydowanie przypomina taką właśnie porę – nieco przygnębiającą, refleksyjną, podczas której więcej wolnego czasu spędza się w domu niż poza nim. By nie podupaść na zdrowiu i na duchu, warto na ten czas zaopatrzyć się w pakiet przetrwalnikowy. 


Muzyka eksperymentalna, pełna improwizacji, przesterów, szumów, zgrzytów i przestrzeni to dobry sposób na odreagowanie. Mimo że jest to wyzwanie dla odbiorcy wymagające przełamania własnych obiekcji i skupienia na słuchaniu, dzięki temu ma on szansę zapomnieć o tym, co go w danej chwili gnębi. Jeśli doda się do tego ciekawe solówki, instrumentalny kunszt i melodie, szansa jest jeszcze większa, bo dźwięki naturalnie sprawiają przyjemność. Taką wersję antydepresantów na swojej drugiej płycie zaproponował projekt Pimpono Ensemble, dowodzony przez mieszkającego w Danii polskiego perkusistę i kompozytora, Szymona Pimpona Gąsiorka – artystę bardzo płodnego, bo działającego jednocześnie w duecie I Love My Mother, współpracującego w ramach Alfons Silk, prowadzącego własną wytwórnię i żyjącego w niekończącej się trasie koncertowej. 

"Survival Kit" to dziesięć utworów - nowatorskich, różnorodnych i pełnych niespodziewanych połączeń brzmieniowych. Czy jest to jeszcze jazz, punk, ambient czy może po prostu muzyka awangardowa i eksperymentalna trudno jednoznacznie orzec. Wiadomo, że to odważny krok ku dźwiękom nowym, a jednocześnie rzecz wyjątkowa i osobista. 

Płytę nagrało dziewięć osób – siedmioro członków zespołu i dwoje gości. Zestaw środków muzycznego wyrazu wykorzystanych na płycie budzi uznanie – trąbki, saksofon tenorowy i barytonowy, tuba, puzon, gitara basowa, 3 kontrabasy, perkusja, a do tego szczypta elektroniki i wokal lidera – nieco oszczędny, oparty na melorecytacji, a jednocześnie charakterystyczny. Takie połączenie gwarantuje wachlarz emocji, intryguje zmianami nastroju i sprawia, że album się nie nudzi. Muzycy bawią się dynamiką, strukturą kompozycji i atmosferą. Wyraźnie wyczuwalna jest lekkość i naturalność w ich grze, a jednocześnie niezwykła koncentracja na detalach. Mnóstwo tu dźwięków poszatkowanych, posegmentowanych i nietypowo połączonych. Delikatne, refleksyjne melodie zderzają się z hałaśliwymi przesterami niczym ogień i woda, toczące walkę o przetrwanie. 

Dzieje się na tej płycie tak dużo, że nie sposób zapoznać się ze wszystkimi szczegółami nawet przy kilku odsłuchach. To album, który dojrzewa w umyśle słuchacza, stopniowo odkrywając kolejne karty. Świeży, bardzo obiecujący, taki, którym można zachwycać się wielokrotnie. Zgrzyty, pomruki, echa brzmią tajemniczo i świetnie dopełniają melodie. Ciekawie z muzyczną zawartością koresponduje rysunkowa okładka, którą zaprojektował sam Gąsiorek. W dziesięciu kompozycjach instrumentalne szaleństwo spotyka momenty wyciszenia, melancholia zderza się z mrokiem, radość z refleksyjnością. Instrumenty toczą między sobą dialogi, bywa sennie i hipnotycznie, a chwilę później utworzy eksplodują energią. Budują spójną, wielowątkową opowieść, która ma szansę trafić do wielbicieli różnych muzycznych gatunków. 


84%