czwartek, 27 czerwca 2019

King Crimson - Celebrating 50 Years, Warszawa, Teatr Roma, 26. 06. 2019


Częste, a ostatnio niemal coroczne wizyty King Crimson w Polsce stają się powoli tradycją. Cztery koncerty w 2016 roku, pięć w 2018, rozpoczynających trasę "Uncertain Times" i chciałoby się powiedzieć sześć w 2019. Tym razem jednak artyści zaplanowali u nas tylko dwa występy w przytulnej sali warszawskiego Teatru Roma, za to wyjątkowe, bo związane z obchodami zespołowego pięćdziesięciolecia.


Każdy miłośnik rockowej klasyki, który postanowił spędzić piekielnie upalną, ostatnią środę czerwca na koncercie w stolicy stanął przed bardzo trudnym wyborem - w trakcie koncertu King Crimson na Stadionie Narodowym odbywał się występ Phila Collinsa, legendarnego perkusisty Genesis. Jeśli zdecydował się na wizytę w Teatrze Roma, absolutnie nie miał czego żałować. 

Trzy godziny wyszukanej muzyki z najwyższej półki, porywające improwizacje i szczera radość artystów - tak pokrótce można streścić wydarzenia środowego wieczoru. Cokolwiek jednak próbowałabym napisać na temat kunsztu wykonawczego każdego z członków siedmioosobowego składu King Crimson, i tak nie byłabym w stanie w pełni wyrazić poziomu jakości, talentu i wypracowanych przez lata umiejętności. 

Jak zawsze w przypadku nowego wcielenia zespołu gwoździem programu była możliwość podziwiania muzycznych dialogów trzech perkusistów - Pata Mastelotto, Jeremiego Stacey, który pod nieobecność Billa Rieflina grał także na klawiszach oraz uwielbianego przez Polaków Gavina Harrisona, znanego z Porcupine Tree, a w ostatnich latach także ze współpracy z The Pineapple Thief. Muzycy nie tylko prezentowali swoje kosmiczne zdolności, a co najważniejsze przede wszystkim nie próbowali się ze sobą pojedynkować, lecz współpracowali, by zespołowe brzmienie było jeszcze ciekawsze. 

Wiele kompozycji zostało zagranych wręcz z metalową energią - nie brakowało galopad, a chwilami nawet szalonych perkusyjnych blastów, które w połączeniu z zagranymi z niezwykłą precyzją i wyczuciem lżejszymi partiami porażały mocą, jednocześnie chwytając za serce. Pięknie brzmiały partie instrumentów dętych Mela Collinsa, ciepły głos i piękne gitarowe melodie Jakko Jakszyka, czy wirtuozerskie popisy basisty Tony'ego Levina

Nad prawidłowym przebiegiem występu czuwał jak zawsze skryty w prawym górnym rogu podestu Robert Fripp, który nie tylko wybornie grał na gitarze, lecz także bacznie obserwował zarówno swoich muzyków, czujnym wzrokiem wyłapując nawet najmniejsze zawahanie, jak również publiczność, sprawdzając, czy ktoś przypadkiem nie próbuje sprzeciwić się jego woli o zakazie fotografowania w trakcie wykonywania utworów. Zarówno członkowie zespołu, jak i publiczność wywiązali się ze swojego zadania wzorowo, co wywołało szczery uśmiech legendarnego kompozytora pod koniec koncertu. 

Jak wspomniałam na początku tej relacji, okazją do ponownego spotkania zespołu z polskimi fanami stała się pięćdziesiąta rocznica powstania King Crimson. Muzycy przygotowali dla słuchaczy niespodziankę - w rozpoczynający wieczór "Larks Tongues In Aspic Part 1" zręcznie wpleciony został fragment polskiego hymnu, co już na starcie wywołało owację zgromadzonych. 

Okazji do okazywania muzykom wyrazów sympatii i podziwu było wiele. Każde wykonanie zasłuchani i zachwyceni płynącymi ze sceny dźwiękami fani nagradzali burzliwymi oklaskami, a po pierwszej i drugiej części długimi owacjami na stojąco. Wśród publiczności dało się zauważyć zarówno osoby pogrążone w hipnozie, wpatrzone w poszczególnych instrumentalistów, uśmiechniętych i kołyszących się w rytm muzyki odbiorców oraz wyjątkowo ekspresyjnych słuchaczy, którzy wspierali zespół okrzykami radości. 

Co jeszcze wykonali muzycy w środę w Teatrze Roma? Mogłabym tu wymienić wszystkie tytuły, uzupełniając niedoskonałości swojej pamięci danymi z setlist.fm, jednak nie to było najważniejsze. Ogromny szacunek należy się muzykom za to, że wykonali przygotowane kompozycje perfekcyjnie mimo doskwierającego upału i związanego z nim wyraźnie zauważalnego zmęczenia. Poza tym liczyły się przede wszystkim emocje - nieważne, czy w trakcie poruszającego, wyciskającego łzy "Epitaph", energetycznego "Easy Money", eksperymentalnego "Larks Tongues In Aspic Part 2", a może brawurowego wieńczącego całość "21st Centrury Schizoid Man". Każdy z fanów znalazł w koncertowym zestawie z pewnością coś dla siebie. 

Siłą scenicznego wcielenia King Crimson jest to, że można oglądać zespół kilkukrotnie, nawet podczas tej samej trasy, a i tak za każdym razem zostanie się zaskoczonym premierowym wykonaniem, zmienioną improwizacją, czy nową solówką. Jak przyznał w wywiadzie dla "Teraz Rocka" Pat Mastelotto, przygotowując się do tegorocznych występów muzycy opracowali aranżacje na cztery-pięć godzin koncertu, dzięki czemu setlista różni się w zależności od nastroju muzyków. Na pewno można założyć, że występ potrwa około trzech godzin i zostanie podzielony na dwie części. Cokolwiek zespół postanowi zagrać na kolejnym koncercie można być pewnym, że znów zachwyci odbiorców spragnionych muzycznych emocji na najwyższym poziomie.  

Chętnych zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć, zrobionych oczywiście po zakończeniu koncertu 😊