czwartek, 18 kwietnia 2019

Lor - Lowlight (12.04.2019)


Eteryczne głosy, fortepianowo - smyczkowe melodie, świeżość i niezwykła wrażliwość – tak pokrótce można opisać wytęskniony debiutancki album krakowskiego, żeńskiego kwartetu Lor, na który od kilku lat czekali poszukiwacze nowych brzmień oraz uczestnicy festiwali niezależnych, takich jak Enea Spring Break, czy Soundrive Festival. Czy materiał sprostał oczekiwaniom? Co znajdziemy na płycie? 



Kto raz zetknął się z twórczością młodych artystek, ten z pewnością o niej nie zapomni. Zespół tworzą cztery nastolatki, których zainteresowania wymykają się współczesnym trendom. Pianistka i kompozytorka Julia Skiba, autorka tekstów Paulina Sumera, wokalistka Jagoda Kudlińska i skrzypaczka Julia Błachuta grają razem od 2015 roku, tj. od czasów, gdy były w trzeciej klasie gimnazjum i zamiast wydawać środki na przyjemności skrupulatnie gromadziły je na zakup instrumentów i własny rozwój.


Po wydaniu obiecującej EPki "Welcome, Welcome, I'm a Worm" dziewczyny długo kazały czekać na swój debiut, ale w zamian za to dopracowały go w najdrobniejszych szczegółach, zawierając w nagraniach jeszcze więcej emocji. "Lowlight" to aż piętnaście utworów i niemal godzina muzyki - dźwięków pięknych, poruszających, oryginalnych i nieoczywistych. 


Pierwsze zespołowe dzieło powstało pod wpływem obrazu "Ogród Szczęśliwych Zmarłych" Friedricha Hundertwassera - Paulina i Julia stworzyły pierwszą piosenkę - "The Garden of Happy Dead People". Na płycie go nie znajdziemy, ale usłyszeć na niej można  singlowe nagrania na czele z „Matches” i „Windmill” oraz zawartość wspomnianej powyżej EPki. Nie jest to jednak zwyczajny zbiór nagrań, a spójna muzyczna opowieść.


Jak podano w zespołowej biografii nazwa Lor pochodzi od słowa folklor, podkreślającego kierunek muzyczny, w którym podążają młode artystki. Podkreślają, że inspiracją dla ich działań jest twórczość wykonawców takich jak Tom Rosenthal, Sóley, Agnes Obel, czy Birdy. Podstawą kompozycji jest fortepian, skrzypce oraz ujmujący wokal. Nie bez znaczenia pozostaje także warstwa liryczna. Co ciekawe, dziewczyny przywróciły do łask oryginalną we współczesnych czasach funkcję nie śpiewającej i nie grającej autorki tekstów, która powierzona została Paulinie Sumnera. 


Lowlight” wypełniają dźwięki o ogromnym ładunku emocjonalnym – szczere, bezpośrednie, zagrane z pasją i zaangażowaniem.  Mnóstwo w nich świeżości i naturalności. Albumowe kompozycje są jak walka żywiołów – lekkość spotyka tu mrok, a urokliwe melodie zabarwione są odrobiną nostalgii. Nie brakuje w nich przewrotności. Podczas słuchania chociażby „Happy Birthday” emocje zmieniają się jak w kalejdoskopie, tak, że pod koniec utworu, gdy rozbrzmiewa tradycyjny zwrot składania życzeń właściwie nie wiadomo, czy należy się uśmiechnąć, czy zalać łzami. Podobnie jest chociażby z „Christmas Morning”. Utwory jednocześnie niepokoją, koją, skłaniają do refleksji i powodują drżenie serca. Są odzwierciedleniem uczuć wrażliwych osób, którymi targają czasem skrajne emocje. 


To płyta, której powinien posłuchać każdy wrażliwy na piękno słuchacz, któremu nieobce są codzienne rozterki i analizowanie w głowie różnych wersji wydarzeń. Płynie z niej ważny przekaz, który każdy odbiorca może dowolnie zinterpretować, zgodnie ze swoimi odczuciami. To bez wątpienia jeden z najbardziej emocjonalnych albumów 2019 roku, który zapisze się w pamięci słuchaczy na dłużej niż jeden sezon. Warto poświęcić mu trochę czasu. 


8/10 

Posłuchaj: Lor - Windmill