poniedziałek, 4 lutego 2019

9 Dni Muzyki Nowej – Gdańsk, Klub Żak, 30.01 - 3.02, część 3


Po krótkiej przerwie spowodowanej wyjazdem i brakiem dostępu do komputera nadszedł czas na ostatnią odsłonę relacji z dziewiątej edycji Dni Muzyki Nowej. Szczęśliwie okazało się, że zamiast pierwotnie planowanych trzech z pięciu festiwalowych dni, poza środą i czwartkiem udało mi się odwiedzić klub Żak również w piątek oraz w niedzielę. Opowiem Wam pokrótce o swoich wrażeniach z koncertów, które się wtedy odbyły. 


9 Dni Muzyki Nowej – Gdańsk, Klub Żak, 30.01 - 3.02, część 3



Część 3 - GAS (1.02.2019)



Piątkowy wieczór upłynął pod znakiem minimal techno o ambientowo-filmowym zabarwieniu i mrocznych wizualizacji za sprawą wizyty w Gdańsku Wolfganga Voigta – niemieckiego producenta, który w czasie swojej długoletniej kariery występował pod trzydziestoma różnymi pseudonimami i nagrał sto sześćdziesiąt płyt. Jego imponujący dorobek zamyka ubiegłoroczny „Rausch” wydany pod szyldem GAS – ambientowego projektu, w ramach którego artysta rozpoczął działalność jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. 



Kto wątpił w słuszność organizowania koncertów opierających się na prezentacji muzyki elektronicznej z laptopa podłączonego do głośników i miał przyjemność pojawić się 1 lutego w Żaku, mógł się przekonać, że w tej pozornie mijającej się z celem formie przedstawiania muzyki na scenie kryje się głęboko skrywany potencjał. Mimo braku żywych instrumentów i obecności na scenie tylko jednej osoby skrytej za sprzętem komputerowym i samplerami, występ okazał się jednym z największych pozytywnych zaskoczeń festiwalu. 


Umieszczony z tyłu sceny wielki ekran, na którym wyświetlały się mroczne wizualizacje przedstawiające najpierw sąsiadująco umieszczone, drgające w rytm transowych melodii bliżej nieokreślone kształty, a następnie przepiękne, klimatyczne obrazy lasu, w połączeniu z powoli narastającymi, tajemniczymi i hipnotyzującymi dźwiękami wywoływały dreszcze na plecach i przywoływały w wyobraźni sceny grozy rodem z horrorów. Pulsujące brzmienia zalewały słuchaczy mrokiem, niepokojem i lękiem, niejednego wprawiając w osłupienie. Sample klasyki Wagnera i żywych instrumentów łączyły się z ambientowymi pejzażami i mrocznymi zgrzytami. W obrazach i dźwiękach stanowiących pomost pomiędzy naturą i technologią wyczuwalne były także inspiracje baśniową literaturą braci Grimm, niemieckim romantyzmem oraz muzyką folkową. Nie brakowało jednocześnie duchowości, psychodelii i transowości. 



Początek weekendu sprawił, że frekwencja na festiwalu znacznie się poprawiła – Sala Suwnicowa wypełniła się po brzegi spragnionym wrażeń słuchaczami, którzy po nieco ponad godzinie mocnych wrażeń opuszczali ją z uśmiechami na ustach. Usatysfakcjonowany był także Voigt, który po zakończeniu swojej hipnotyzującej podróży kłaniał się nisko publiczności oklaskującej go gromkimi brawami. 


HUBBUB/ Martin Kohlstedt (3.02.2019)



Tegoroczna edycja Dni Muzyki Nowej przepełniona była niespodziankami. Nie brakowało ich także w niedzielę. Finałowe koncerty przyniosły słuchaczom dwa zaskoczenia w postaci zupełnie nieplanowanej formy występu Hubbub oraz fenomenalnej scenicznej energii pianisty Martina Kohlstedta. 


Wszystko wskazuje na to, że nad żakowymi koncertami od kilku miesięcy krąży lotniskowe fatum. Tym razem zaginięcie instrumentów dotknęło francuski kwartet Hubbub, który zjawił się w Gdańsku w okrojonym, dwuosobowym składzie. Przed festiwalową publicznością wystąpili saksofonista tenorowy Bertrand Denzler i grający na gitarze elektrycznej Jean-Sébastien Mariage, podczas gdy perkusista i pianista zespołu zostali w Paryżu, aby odnaleźć pieczołowicie kompletowane przez dwie dekady perkusjonalia. 



Zmuszony zaistniałą sytuacją duet zaprezentował przedziwny, nieplanowany wcześniej występ eksperymentalny, skupiony na połączeniu improwizacji na saksofonie i wtórujących im gitarowych zgrzytów, trzasków i dźwięków wydobywanych z tego instrumentu przy pomocy smyczka i przetwornika. Delikatne, ledwie słyszalne oddechy przeplatały się z narastającymi, wolno snującymi się otwartymi formami, co prawda pozbawionymi melodii, lecz bardzo intrygującymi. Dzięki dwudziestoletniemu doświadczeniu wspólnego grania muzycy świetnie odnaleźli się w nowej sytuacji i wykorzystując okoliczności powrócili do korzeni, gdy wspólnie improwizowali w takim właśnie składzie. 


Finałowe koncerty Dni Muzyki Nowej były też wyjątkowe ze względu na bardzo kameralny charakter. Z Sali Suwnicowej zniknęła scena, a miejsca dla publiczności zostały ustawione schodkowo, niczym w amfiteatrze. Taki układ umożliwił artystom wręcz bezpośredni kontakt z publicznością, co fantastycznie wykorzystał przede wszystkim niemiecki improwizujący pianista Martin Kohlstedt, dla którego koncert w Gdańsku był pierwszą wizytą w Polsce. 



Przesympatyczny muzyk już od pierwszych minut występu ujął zgromadzoną publiczność swoją skromnością i bezpośredniością. Z młodzieńczą pasją i wrażliwością opowiadał o tym, że każdy jego występ jest inny, że sam do końca nie jest w stanie przewidzieć, co zagra i że bardzo chciałby, aby jego pierwszy koncert w Polsce był naprawdę niezapomniany. Wywołało to na twarzach słuchaczy szczere uśmiechy i przyczyniło się do stworzenia niezwykłej atmosfery na finał festiwalu. Był to jeden z niewielu koncertów, który zakończył się bisem. Przejdźmy jednak jeszcze do samej muzyki. 


Martin Kohlstedt to pianista wyjątkowy, nietuzinkowy i niezwykle oryginalny. Jego łatwość improwizowania, lekkość gry i umiejętność łączenia przebojowości z eksperymentalnością budzi podziw. Do perfekcji opanował fortepian, pianino elektryczne, organy i elektroniczne efekty, w niesamowity sposób znajdując wspólne mianowniki pomiędzy melodyjnością popu, energią rocka, wyrafinowaniem jazzu i tradycją muzyki klasycznej. Jego rozbrajający uśmiech i całkowite oddanie grze sprawiły, że był to moim zdaniem najbardziej intensywny występ festiwalu. Ze swojego fortepianu oraz instrumentów elektronicznych wydobywał porywające melodie, tnąc na kawałki swoje kompozycje i sklejając je w nowe układanki, udowadniając, że jest jednym z najbardziej obiecujących pianistów młodego pokolenia. Jego występ kipiał od pomysłów, które rodziły się na scenie na bieżąco, wprawiając w zachwyt słuchaczy. Po koncercie sympatyczny artysta chętnie rozmawiał z fanami i podpisywał płyty. 


Dni Muzyki Nowej to jeden z najoryginalniejszych polskich festiwali, nie uznających stylistycznych granic. Jedynym kryterium doboru wykonawców jest ich oryginalność. Minimalizm, neoklasyka, muzyka eksperymentalna, elektronika, jazz, muzyka filmowa, folk, elementy rocka, metalu, czy popu – w twórczości wykonawców występujących podczas imprezy można znaleźć inspiracje każdym z nich. Jak piszą organizatorzy w oficjalnym katalogu wydarzenia w jednym miejscu można usłyszeć muzykę, której naturalnym środowiskiem prezentacji są zarówno sale koncertowe i filharmonie jak i offowe kluby czy alternatywne festiwale.  Żałuję, że nie udało się rozdwoić w sobotę i posłuchać w Żaku Resiny, autorki doskonałego albumu „Traces” oraz japońskiej eksperymentatorki Hatis Noit. Jeśli ktoś z Was drodzy czytelnicy był na tym koncercie, chętnie poznam Wasze wrażenia. A gdzie wybrałam się 2 lutego dowiecie się już niebawem 😊

Sprawdź też część 1 oraz część 2