czwartek, 3 maja 2018

I Pielgrzymka Polska - Batushka, Obscure Sphinx, Entropia - 27.04.2018, Gdańsk, B90


Pojawili się znienacka pod koniec 2015 roku, wywołując kontrowersje i wywracając polską scenę metalową do góry nogami. Batushka to tajemniczy dziewięcioosobowy projekt, który fascynuje, intryguje, bulwersuje i przyprawia o dreszcze. Jedno jest pewne - obok twórczości tego zespołu nie da się przejść obojętnie. 




Zakapturzone postaci w maskach i czarnych szatach, ambona, rekwizyty religijne, czaszki i mszalny, prawosławny rytuał - w tych kilku słowach można opisać występy Batushki. Muzycy odgrywają w całości "Litourgiyę", złożoną z ośmiu ektenii (Yekateniya), będących odmianą litanii kościoła wschodniego wzbudzając skrajne emocje. Skład grupy pozostaje nieznany - wiadomo jedynie tyle, że głównodowodzącym jest Christofor, pełniący tu rolę kapłana, który dobiera współpracowników w zależności od ich dostępności. 

Muzycy dali się poznać polskiej publiczności podczas wspólnej trasy Rzeczpospolita Niewierna z zespołami Behemoth i Bölzer. Wystąpili także na Off Festivalu w Katowicach. W kwietniu 2018 po ogromnej liczbie koncertów zagranicznych powrócili do ojczyzny, by wraz z obiecującą Entropią i fascynującym Obscure Sphinx odbyć sześciokoncertową pielgrzymkę. Trasa I Pielgrzymka Polska zorganizowana przez prężną ekipę Knock Out Productions objęła swoim zasięgiem Wrocław, Katowice, Kraków, Poznań, Gdańsk oraz Warszawę. Miałam przyjemność wziąć udział w gdańskiej odsłonie tego misterium w piątkowy, przed majówkowy wieczór. 

Punktualnie o godzinie dziewiętnastej trzydzieści na scenie klubu B90, zaaranżowanej już zgodnie z rytualnym ceremoniałem Batushki, pojawili się muzycy Entropii. Kwintet podczas półgodzinnego występu zaprezentował nagrania z niewydanego jeszcze nowego albumu, na którym poszerza swoje muzyczne horyzonty, wykraczając poza post black metal w kierunku klawiszowej melodyjności i taneczności. Dobry, solidny pokaz umiejętności młodych artystów był jednak tylko przystawką do dwóch kolejnych koncertów tego wieczoru. 

Obscure Sphinx to jeden z najoryginalniejszych polskich zespołów, wymykający się gatunkowym klasyfikacjom. Post metalowe, gitarowe ściany dźwięku łączą się tu z doom metalowym mrokiem i klimatycznością, perkusyjnymi galopadami, ambientową elektroniką, melancholijną melodyjnością oraz teatralnością. Każdy występ kwartetu to niezapomniane dźwiękowo-wizualne przedstawienie. Uwagę publiczności skupia na sobie niezwykle charyzmatyczna i oryginalna wokalistka Zofia "Wielebna" Fraś. Na co dzień pani weterynarz, na scenie zmienia się w pełną pasji artystkę, która swoją skalą głosu wprawia w zakłopotanie niejednego potężnego wokalistę, potrafiąc płynnie przejść od obłędnego, siejącego postrach growlu do czystego, anielskiego śpiewu. 

Artystka wkładała całe serce w każdą minutę występu i każde śpiewane przez siebie słowo. Wokalnym popisom towarzyszyła niezwykła choreografia, przypominająca taniec sfinksa próbującego oswobodzić się z więzów. Zofia podobnie jak Steven Wilson wystąpiła jak zawsze na boso. Towarzyszący jej muzycy również dali z siebie wszystko, chcąc jak najpełniej oddać mrożącą krew w żyłach, a jednocześnie tajemniczą i intrygującą atmosferę zespołowej twórczości. Kwartet wykonał pięć najmocniejszych punktów swoich trzech fantastycznych albumów, wzbudzając aplauz zgromadzonej publiczności. Wielka szkoda, że zagrali tylko godzinny set, który standardowo zakończył się obowiązkowym błogosławieństwem Wielebnej. 

Kilkanaście minut po dwudziestej pierwszej scena klubu B90 zamieniła się w mroczne miejsce kultu religijnego. Z głośników popłynęła cerkiewna modlitwa wyśpiewana przez chór, wniesiono ambonę, świece, dwa sztandary procesyjne, rozpalono ogień… Punktualnie o dwudziestej pierwszej trzydzieści rozpoczęła się ceremonia. Podłogę sceny zasnuły opary dymu, w przestrzeni unosił się zapach kadzidła, wybrzmiały dzwony, gitarzysta wniósł na scenę świętą ikonę przedstawiającą okładkę "Litourgiyi", po czym na deski wkroczył wokalista-kapłan, pobłogosławił publiczność i rozpoczął czarną mszę.

Przez około pięćdziesiąt minut Batushka hipnotyzowała słuchaczy brzmieniem łączącym black metal i muzykę sakralną. Prawosławne modlitewne pieśni skontrastowane zostały z perkusyjną nawałnicą, black metalowym krzykiem wokalisty, który wykorzystywał także swój wyrazisty tenor i mrocznym, szaleńczym brzmieniem gitar.  Niepowtarzalną atmosferę podkreślała obecność czteroosobowego chóru. Muzycy jak wspomniałam na początku tego tekstu wykonali osiem kompozycji - ektenii, składających się na debiutancki album. Był to absolutnie porywający występ, który trzymał w napięciu od pierwszego do ostatniego momentu, nie pozwalając nawet na moment oderwać wzroku od dekoracji i ceremoniału rozgrywanego na scenie. Zakończył się tradycyjnym błogosławieństwem kapłana, pokłonem przed świętym obrazem i zgaszeniem świec. Publiczność odebrała go różnie - jedni stali zasłuchani i zafascynowani, inni dali się ponieść szaleństwu tańcząc pogo i wrzeszcząc niecenzuralne wyrażenia, które niekoniecznie pasowały do koncepcji wieczoru, zdecydowanie wymagającej skupienia. Nie zauważyłam jednak wyrazów niezadowolenia czy też zniesmaczenia wykorzystaniem przez zespół elementów najbardziej ortodoksyjnego odłamu religii chrześcijańskiej. 

Co ciekawe, podczas żadnego z trzech występów tego wieczoru ze sceny nie padło ani jedno słowo skierowane przez artystów do słuchaczy. Zespoły skupiły się na jak najdokładniejszym wykonaniu swoich kompozycji i przekazaniu jak największego ładunku emocjonalnego. Wszystkim koncertom towarzyszyło bardzo dobre oświetlenie sceny i selektywne nagłośnienie, pozwalające przeżywać pełnię muzycznych doświadczeń. Był to wyjątkowy wieczór, który może się już nie powtórzyć - lider Batushki nie wyklucza zakończenia działalności projektu, deklarując, że obecnie nie ma szans na to, by ukazał się kolejny album zespołu. Kto więc nie zdecydował się na udział w którymś z sześciu przystanków I Pielgrzymki Polskiej być może stracił szansę na zobaczenie na scenie jednego z najbardziej kontrowersyjnych polskich zespołów.