środa, 11 kwietnia 2018

The Amazing - In Transit (6.04.2018)


The Amazing - In Transit

"Nie mam pojęcia, jak opisać utwory zawarte na moich albumach. Lubię je i jednocześnie ich nienawidzę. Analizowanie piosenek niszczy pasję w nich zawartą (...)." W dalszej części tej wypowiedzi pojawiło się kilka niecenzuralnych słów i zalecenie wsłuchania się w muzykę. Christoffer Gunrup, wokalista, gitarzysta i kompozytor The Amazing jest perfekcjonistą i zdecydowanie woli zająć się graniem, niż dywagacjami i poznawaniem opinii na temat swojej twórczości. Postępując odrobinę na przekór przekonaniom lidera postanowiłam przyjrzeć się kompozycjom zespołu nieco bliżej i opowiedzieć pokrótce o zawartości "In Transit", piątej płyty grupy, która ukazała się z początkiem kwietnia.



Najnowsze wydawnictwo szwedzkiego kwintetu to kwintesencja rozmarzonej i melancholijnej atmosfery oraz przestrzennych gitarowych pejzaży, do których zespół przyzwyczaił fanów na swoich poprzednich albumach, uzupełniona o nowe inspiracje i dźwiękowe eksperymenty, dodające kompozycjom świeżości. Muzyka na "In Transit" zawieszona jest pomiędzy dream popowymi melodiami bliskimi twórczości Slowdive i progresywno-psychodelicznymi gitarowymi pasażami, które dopełniają malownicze harmonie wokalne, subtelne partie perkusji i klawiszy oraz delikatny puls basu. Utwory pasują do siebie i tworzą spójny dźwiękowy spektakl, z małym wyjątkiem, o którym opowiem w dalszej części tego tekstu. 

W składzie The Amazing jest aż trzech gitarzystów, co stwarza możliwości komponowania wielowarstwowych instrumentalnych struktur. Partie gitar na nowej płycie brzmią bardzo wyraziście, tworząc malownicze muzyczne pejzaże, hipnotyzujące słuchacza od pierwszej do ostatniej minuty albumu. W kilku momentach pojawiają się wybudzające z sennego transu elementy zaskoczenia, takie jak charakterystyczne dla stylistyki shoegaze'owej lawiny przesterów oraz zwariowane improwizowane solówki, za które odpowiedzialny jest przede wszystkim znany z Dungen Reine Fiske. Doskonałym przykładem jest tutaj zakończenie siódmej kompozycji "Benson se Convirtio Completamente Furiosa", w której zgodnie z hiszpańskim tytułem gitarzysta zaprezentował "całkowitą wściekłość". To jedna z najbardziej niesamowitych improwizacji i nietypowych zakończeń utworów, jakie miałam okazję usłyszeć. 

Następstwem tych szalonych dźwięków jest jedyna na płycie partia zagrana na gitarze akustycznej, w najkrótszym w zestawie, ósmym "For No One", czarującym także wykorzystaniem instrumentów perkusyjnych, na czele z grzechotkami i pulsującym rytmem bębnów. Pierwszy "Pull" i piąty "Rewind" to dream popowo - shoegaze'owe klasyki, oparte na charakterystycznych motywach dla tych gatunków. Podobnie jest także w drugiej kompozycji, nieco bardziej dynamicznej, lecz przede wszystkim ujmującej wokalną partią i chórkami nawiązującymi do dokonań duetu Rachel Goswell i Neila Halsteada oraz klimatu muzyki Slowdive

"Asleep" jest jak senne marzenie i spojrzenie w błękitne, letnie niebo. Utwór wprowadza do nostalgicznej aury towarzyszącej płycie element lekkości. Gitarowa partia wycisza i relaksuje, a pojawienie się pod koniec uroczych dzwoneczków wywołuje uśmiech na ustach. Całość dopełniają trafione w punkt uderzenia perkusji i piękne partie klawiszy. Rozmarzony jest także "Leave Us A Light", w którym słyszalne są inspiracje twórczością The Cure. W szóstej minucie, po chwili wyciszenia następuje natomiast zwrot akcji w postaci dynamicznej, jazzującej, wręcz tanecznej gitarowej partii. 

Jazzową sekwencję perkusyjną można usłyszeć także w wieńczącym album "Je Travaille Dans la Banque", która pięknie uzupełnia się ze zwiewną melodią i uroczym, beatlesowskim refrenem, a następnie przekształca się w gitarowo-perkusyjną galopadę, która po kilku zapętleniach niknie w przestrzeni. Progresywnie jest natomiast w czwartym "First Touch Of Light". 

"In Transit" również w warstwie lirycznej znajduje się gdzieś "w trasie", pomiędzy dniem i nocą, spokojem i lękiem, jawą i snem, nostalgią i radością, czy też marzeniami i zadumą. Słodko-gorzkie, nastrojowe partie wokalne pełnią tu często funkcję instrumentu, budując nostalgiczną, intymną atmosferę albumu i dużo istotniejszy od słów jest sam klimat kompozycji. Na tle malowniczych, głównie gitarowych pejzaży Gunrup głębokim głosem snuje refleksyjną opowieść na temat ulotności cennych życiowych momentów, docenianiu piękna otaczającego świata oraz tego, co nieuchwytne, tak jak pierwszy "dotyk" promieni słońca czy brzmienie ukochanego głosu. To także historia duszy błądzącej w zaświatach, zawieszonej w stanie przejścia pomiędzy światem żywych i umarłych. Do zawartości muzycznej i tekstowej pięknie nawiązuje czarno-biała oprawa graficzna wydawnictwa, na której rozmyte granice kształtów płynnie przechodzą w siebie wzajemnie. 

Tak jak wspomniałam na początku tekstu jedenaście nowych kompozycji The Amazing tworzy ciekawą, lecz w pełni spójną całość. Już przy pierwszym odsłuchu zauważa się, że kolejność utworów nie została do końca przemyślana i utwór siódmy, który wieńczy szaleńcza improwizacja Reine Fiske zdecydowanie lepiej sprawdziłby się w finale albumu, niż w jego środkowej części. Zastanawiające są także same tytuły - dziewięć zapisana jest w języku angielskim, jeden - siódmy, w hiszpańskim i ostatni we francuskim. Co najdziwniejsze, kompozycja nazwana po francusku zaśpiewana jest po angielsku… 

Zgodnie z zaleceniem lidera zespołu czas jednak odłożyć rozważania na bok i zacząć czerpać radość z pieknych dźwięków, poddając się urokowi gitarowych partii i melodii głosu wokalisty. Najnowszy album The Amazing to bardzo dobra propozycja szczególnie na wieczór, pozwalająca wyciszyć się i zrelaksować po długim dniu.

8/10