poniedziałek, 2 kwietnia 2018

A Place To Bury Strangers - Pinned (13.04.2018)


A Place To Bury Strangers - Pinned

Koncerty A Place To Bury Strangers to jedne z najgłośniejszych i najbardziej niezapomnianych muzycznych wydarzeń, podczas których poziom decybeli przekracza dopuszczalne normy. Podobnie jak w przypadku występów Swans przestrzega się fanów, aby przed wejściem na salę zaopatrzyli się w zatyczki, gdyż w przeciwnym razie nie będą w stanie doświadczyć niepohamowanego muzycznego szaleństwa i wyjść z tego cało. Miałam okazję przeżyć je przed trzema laty, podczas jednego z koncertów trasy promującej "Transfixation". 


Nowojorskie trio od szesnastu lat wydaje płyty, regularnie koncertuje i zabiera słuchaczy w podróż pełną hałaśliwych, nieoczywistych dźwięków, łącząc je z brzmieniem charakterystycznym dla lat osiemdziesiątych oraz końcówki siedemdziesiątych, inspirowanych twórczością The Jesus And Mary Chain, The Brian Jonestown Massacre, Joy Division i Bauhaus. Muzycy przez lata poszukiwali oryginalnych środków wyrazu, przekraczając kolejne gatunkowe granice. Ulegał zmianom również skład grupy. Na piątym studyjnym albumie trzon zespołu stanowią wokalista i gitarzysta Oliver Ackermann oraz basista Dion Lunadon. Nową jakość wnosi natomiast perkusistka Lia Simone Braswell, która poza nadawaniem tempa i rytmu, w kilku kompozycjach tworzy także wokalne duety z Ackermannem, dodając subtelności i delikatności ostrej muzyce. 


Dwanaście kompozycji zawartych na "Pinned" to połączenie noise rockowych ścian dźwięku, dusznej psychodelii, shoegaze'u i space rocka. Co więcej, na płycie pojawia się także punkowa energia oraz… balladowa nostalgia. To tak zwany kontrolowany chaos, gdyż żaden z wymienionych powyżej elementów nie zostaje użyty w nadmiarze, co sprawia, że albumu słucha się z przyjemnością.  Mrok i gitarowy ciężar równoważone są melodyjną grą na basie, klawiszowymi pejzażami oraz melancholijnym głosem nowej wokalistki. 

Oliver Ackermann tak tłumaczy ewolucję muzyczną A Place To Bury Strangers: "Staramy się być coraz lepsi studyjnie i koncertowo. Po dziesięciu latach wspólnego bycia w zespole poszukiwanie nowych ekscytujących pomysłów jest bardzo trudne. Musisz mierzyć bardzo wysoko, by osiągnąć cel. Czasem to podważałem, prawie doszło do rozpadu zespołu, zanim wszystko zadziałało, jak należy. Myślę, że teraz udało się nam go zrealizować."

Pierwszym singlem, a zarazem utworem rozpoczynającym wydawnictwo jest "Never Coming Back" - kompozycja o bardzo wymownym, odnoszącym się do zmian tytule, napędzany nowofalową partią basu nawiązującą do charakterystycznego brzmienia Joy Division, ścianą gitarowych przesterów i hipnotyzującymi, uzupełniającymi się wokalami gitarzysty i perkusistki. Napięcie z minuty na minutę narasta, by w punkcie kulminacyjnym eksplodować emocjonalną partią gitary. Ackermann wyjaśnia tekstową warstwę następująco: "Ten utwór to wielki koncept. Podejmujesz życiowe decyzje, rozważasz, czy to będzie Twój koniec czy też nie. Myślisz o ulotności życia, o momentach, w których możesz umrzeć oraz o tym, jakie to ma znaczenie. Myślisz o byciu na brzegu i tej decyzji czy skończyć, czy też nie. Gdy jesteś już na krawędzi, łatwo się zachwiać i spaść."

Podobne, niekoniecznie wesołe rozważania towarzyszą także pozostałym utworom, traktującym między innymi o rozliczeniu się z przeszłością, emocjonalnych rozterkach, konieczności zmiany czy też pójścia naprzód. Kluczowe, powtarzane jak mantra, hipnotyzujące frazy zapadają w pamięć pozostawiając w głowie słuchacza niepokój. Nad całością unosi się atmosfera mrocznej tajemnicy oraz duch nieodżałowanego Iana Curtisa i legendarnego Joy Division. Kompozycje wprawiają w zadumę, a jednocześnie wprawiają w trans, porywając do tańca. Gitarowym szaleństwom towarzyszą psychodeliczne odloty, miarowe uderzenia perkusji oraz gdzieniegdzie elektroniczne eksperymenty, dodające muzyce wyjątkowości. 

Trudno jest wskazać wyróżniające się fragmenty albumu. "Pinned" to niespełna czterdziestominutową, spójna całość. Gitarowa partia "Frustrated Operator", syrena alarmowa w "Act Your Age", perkusyjno-elektroniczna galopada w "Look Me In The Eye" i obłąkańcze dźwięki klawiszy w "Execution" wwiercają się w pamięć i potrafią wywołać strach. Całkowite przeciwieństwo stanowi natomiast "Was It Electric" porywający hipnotyzującym, shoegaze'owym klimatem przywodzącym na myśl twórczość Slowdive. Głosy Ackermanna i Braswell przyjemnie współbrzmią na tle czarującej, lekkiej partii gitary. W miarę delikatnie jest także w stopniowo narastającym "I Know I've Done Bad Things". To cisza przed dźwiękową burzą następującą we wspomnianym już powyżej, dwuminutowym "Act Your Age". Wieńczący wydawnictwo "Keep Moving On" intryguje zaś elektroniczną partią perkusji, na tle której wybrzmiewają gitarowe szaleństwa i shoegaze'owe, subtelne partie wokalne. 

Całości dopełnia ciekawa okładka wydawnictwa, przedstawiająca oko, wyrażająca jednocześnie bliskość, spojrzenie do wnętrza duszy, lecz także skrywaną głęboko tajemnicę. Wszystkie te elementy zawarte są w muzycznej i tekstowej warstwie albumu, który dzięki swojej gatunkowej różnorodności, a jednocześnie brzmieniowej spójności ma szansę zwrócić uwagę wymagających słuchaczy, poszukujących w muzyce oryginalności. 

8/10