środa, 24 stycznia 2018

Long Distance Calling - Boundless (2.02.2018)



Long Distance Calling - Boundless
"Jest zupełnie ciemno, mokro, zimno mi. Jak się tu dostałem? Dlaczego właściwie tu jestem? Gdy jesteś artystą, pisarzem czy występujesz przed publicznością często podejmujesz wyzwania, które jedynie z pozoru wydają się proste do zrealizowania…" tymi słowami rozpoczyna się pasjonująca opowieść Benedikta van der Spaansa, opisującego swoje przeżycia towarzyszące spotkaniu z niezwykłym niemieckim zespołem i ich szóstym studyjnym albumem. Zadanie, które otrzymał brzmiało mniej więcej tak… "spotkaj się z Long Distance Calling, posłuchaj nowej płyty "Boundless", pogadaj z chłopakami i zrób z tego fajny artykuł". Łatwe, prawda? To jednak tylko złudzenie, ponieważ, aby osiągnąć zamierzony cel jakimś cudem narrator znalazł się …na górskim szlaku…


Long Distance Calling to czterech muzyków kochających przestrzeń, naturę i urokliwe krajobrazy. Wspólnymi siłami potrafią stworzyć nieprawdopodobnie piękne muzyczne pejzaże, które prowadzą słuchaczy przez malownicze górskie szlaki. Szóste studyjne wydawnictwo kwartetu to powrót do brzmieniowych korzeni i wyzbycie się wszelkich ograniczeń. Po dziesięciu latach działalności i prób stylistycznych zmian w postaci między innymi podejmowania współpracy z wokalistami muzycy doszli do wniosku, że o wyjątkowości i autentyczności ich twórczości decyduje przede wszystkim moc i emocjonalny przekaz muzyki oraz siła charakteru każdego z czterech członków zespołu. To rock instrumentalny najwyższych lotów, w którym mięsisty bas i dynamika perkusji tworzą post metalowe ściany dźwięku, bogate w gitarowe pasaże okraszone szczyptą elektroniki. Muzyka kwartetu płynie niczym rwący górski potok, który przybiera na sile wraz z każdym utworem - niespełna pięćdziesiąt dźwiękowej podróży minut mija niezwykle szybko, pozostawiając słuchacza z chęcią ponownego odtworzenia albumu. 

Przygotowując się do spotkania z muzykami van der Spaans nie miał pojęcia o planowanej przez nich rezygnacji ze wsparcia wokalisty i przeżył szok słuchając po raz pierwszy kompozycji z nowej płyty granych na żywo w studiu. Niezwykłości całej sytuacji dodał fakt, że w odpowiedzi na prośbę przeprowadzenia wywiadu z zespołem otrzymał zaproszenie na wspólną wyprawę w góry. Podążając malowniczymi, krętymi szlakami ku najwyższym wzniesieniom i zmagając się z niesprzyjającymi wycieczkom warunkami atmosferycznymi starał się zrozumieć co przyczyniło się do takiego obrotu spraw. Basista zapytany o nowe kompozycje podkreślił, że czterej muzycy zawsze pisali utwory wspólnie, co stanowi podstawę ich charakterystycznego, rozpoznawanego stylu. Perkusista dodał, że "Boundless" brzmi tak masywnie i ciężko, ponieważ zespół, nagrywając nowy album dziesięć lat po wydaniu debiutu, chciał nawiązać w ten sposób do swoich początków, w których obracał się głównie w stylistyce post metalowej. Tworzenie skomplikowanych struktur utworów pozwoliło im nabierać dynamiki, intensywności, a jednocześnie pozostawić przestrzeń doskonałym melodiom. Gitarzysta przyznał, że prace nad płytą przebiegały bardzo intuicyjnie – gdy jeden z muzyków rozpoczynał dany motyw, kolejny go rozwijał i uzupełniał, by dotrzeć na dźwiękowy szczyt.

Pomimo, że można próbować klasyfikować "Boundless" w obrębie stylistyki post rockowej i post metalowej, płyta przekracza gatunkowe granice.  O budowaniu gitarowych ścian dźwięku, zmianach tempa i poziomu intensywności utworów, perkusyjnych galopadach i misternym tkaniu solówek napisano już niejedną recenzencką publikację, która z powodzeniem wpisałaby się w charakterystykę nowego albumu Long Distance Calling. Dwie gitary elektryczne, gitara basowa i perkusja fenomenalnie ze sobą współbrzmią, przekazując paletę szczerych emocji trafiających prosto w serce. Osiem kompozycji tworzy spójną, doskonałą brzmieniowo całość, spośród której niezwykle trudno wskazać wyróżniające się momenty. 

Rozpoczynający album dziewięciominutowy "Out There" otwiera przed słuchaczami bezkresną przestrzeń i zachęca do wyruszenia z zespołem w dźwiękową podróż, która umożliwia podziwianie świata z perspektywy lotu ptaka i najwyższego szczytu w okolicy, z którego rozpościera się widok na zapierające dech krajobrazy. Utwór wypełnia soczyste brzmienie basu, doskonały rytm perkusji i fantastyczne gitarowe riffy, doprowadzające słuchacza do muzycznego uniesienia, po którym doświadcza on nostalgicznego wyciszenia.  Szaleńcza galopada w następującym po nim "Ascending" przypomina staczającą się z górskich pasm lawinę. "In The Clouds" czaruje wpływami rocka progresywnego. Tajemniczy mroczny wstęp, w którym wyróżnia się delikatny gitarowy motyw płynnie nabiera metalowej mocy, która zostaje wzbogacona szczyptą elektroniki pobudzającej do tańca. 

Rytmiczne pląsy nie ustają w czwartym utworze. "Like A River" niczym górska rzeka wypływa ze źródła i dynamicznie meandruje między skalistymi brzegami, wprowadzając odbiorcę w trans, pulsującą równomiernie melodią. Kolorytu kompozycji dodają dźwięki instrumentów smyczkowych, przywodzące na myśl skojarzenie z muzyką do filmów Jima Jarmuscha. W kolejnym "The Far Side" spustoszenie sieją metalowe riffy, które wzbogaca klawiszowa nutka psychodelii. Natomiast przy dźwiękach szóstego "On The Verge" można dać się ponieść kołyszącej, lekkiej i melancholijnej melodii, przynoszącej wytchnienie po energetycznej burzy. W przedostatnim "Weightless" na tle mrocznych pejzaży i zawodzących gitar słyszalna jest melodia, delikatnie ocierająca się o stylistykę reggae. Druga połowa utworu wybucha zaś gitarowo-perkusyjnym szaleństwem. Dźwiękowy walec przejeżdża po słuchaczach raz jeszcze na sam koniec albumu. Przestrzenności ostatniej kompozycji dodaje obecność krautrockowej elektroniki, która nawiązuje do klasyki gatunku rodem z twórczości Tangerine Dream. Co więcej, "Skydivers" wypełnia autentyczna radość wspólnego grania, którą basista Long Distance Calling porównał do niekontrolowanej reakcji chemicznej, w której cząsteczki łączą się w większą strukturę przypadkowo, z tym, że katalizatorem procesu są tutaj emocje, z pomocą których tworzy się magia. 

"Boundless" to wyjście z muzycznej strefy komfortu i bardzo udana próba przekroczenia stylistycznych ograniczeń, która przypomina skok z samolotu, po którym zamiast odczuwać strach przed spadaniem ma się wrażenie dryfowania w przestrzeni. Słuchanie albumu w całości to czysta przyjemność, której chce się doświadczać wielokrotnie. Ta płyta budzi z zimowego letargu, ładuje pozytywną energią i sprawia, że słuchacz ma ochotę biec przed siebie i wspinać się coraz wyżej, by podziwiać piękno otaczającego świata. 

9/10

posłuchaj fragmentu: Long Distance Calling - Out There