wtorek, 31 października 2017

The Pineapple Thief - 7.09.2017, Warszawa Progresja


Od ostatniej polskiej wizyty Anglików z The Pineapple Thief minęło sześć długich lat. W 2011 roku zagrali gościnnie krótki set przed koncertem swoich przyjaciół z Riverside na dziesięciolecie ich twórczej działalności. Brakowało jednak pełnowymiarowego występu - nie przyjechali do nas by promować świetne albumy z lat 2012-2014 pt. „All The Wars” oraz „Magnolia”. Wreszcie jednak nadszedł upragniony przez fanów dzień dobrych wiadomości – wiosną ogłoszono, że 7 września 2017 na zaproszenie wydawnictwa Rock Serwis zespół pojawi się w warszawskiej Progresji, a dzień później w krakowskim klubie Kwadrat. Miałam przyjemność uczestniczyć w pierwszym z wydarzeń. 

Po wejściu na koncertową salę od razu w oczy rzucała się wielka tajemnicza konstrukcja, przykryta czarną płachtą. Było to oczywiście narzędzie pracy jednego z najwybitniejszych wirtuozów perkusji naszych czasów, znanego przede wszystkim z Porcupine Tree oraz aktualnego wcielenia King Crimson - Gavina Harrisona. Bardzo udana współpraca popularnych Złodziei Ananasów z cenionym perkusistą przy okazji nagrywania jedenastego studyjnego albumu zespołu pt. „Your Wilderness” zaowocowała gościnnym udziałem muzyka w trasie koncertowej oraz wydaniem koncertowej płyty DVD pt. „Where We Stood”, która ukaże się w październiku. Obecny trzyosobowy skład zespołu na potrzeby występów na żywo zasilił również lider grupy Godsticks, Darran Charles. 



Wokalista, gitarzysta, kompozytor i autor tekstów Bruce Soord, basista Jon Sykes oraz klawiszowiec Steve Kitch w towarzystwie wspomnianych gości pojawili się na scenie kilkanaście minut po 21. Przez ponad półtorej godziny pełnego energii i emocji występu zaprezentowali szesnaście starannie wyselekcjonowanych kompozycji – wszystkie osiem utworów z „Your Wilderness” oraz przegląd najciekawszych fragmentów starszej twórczości, w nowych, bardziej rozbudowanych aranżacjach. Był to magiczny wieczór, który dla wielu słuchaczy mógłby trwać w nieskończoność. Rewelacyjne nagłośnienie, czysty, bardzo ciepły głos wokalisty, wspaniale uzupełniający się gitarzyści, malujące w tle dźwiękowe pejzaże klawisze i doskonała sekcja rytmiczna usatysfakcjonowały chyba każdego odbiorcę. 

Sęk w tym, że jak na zespół takiego formatu widzów było jak na lekarstwo…Pomimo jedenastu wydanych albumów i prawie dwudziestu lat działalności The Pineapple Thief nie doczekał się jeszcze uznania na jakie zasługuje – sala klubu została wypełniona ledwie w połowie. Jednakże widzowie, którzy tego dnia przybyli do Progresji to w dużej mierze świadomi słuchacze o wyrafinowanym muzycznym guście. Przyjęli oni swoich idoli niezwykle ciepło, bardzo entuzjastycznie reagując na każdy z granych utworów i z radością odpowiadając na nienachalne znaki zachęty do wspólnej zabawy, dawane ze sceny przez muzyków. Świadczy o tym między innymi równe, rytmiczne klaskanie oraz znajomość tekstów. Atmosfera radości i zrozumienie przekazu niełatwych utworów przez słuchaczy udzieliły się artystom, którzy przez cały koncert uśmiechali się do siebie i do fanów. 

Muzycy dali z siebie wszystko. Bruce Soord nie tylko świetnie zagrał na gitarze, lecz także był tego dnia w wybornej formie wokalnej – jego głos brzmiał bardzo czysto i wyraźnie. Co więcej jego delikatna, naturalna i niezwykle ciepła barwa podkreślała melancholijny nastrój kompozycji. Basista dwoił się i troił wydobywając ze swojego instrumentu moc, świetnie czuł grane przez siebie partie, dzięki czemu dodawał energii nieco schowanemu w tle klawiszowcowi oraz prezentującemu fantastyczne solówki Darranowi Charlesowi. Czystą przyjemnością było słuchanie i oglądanie popisów Gavina Harrisona, który za każdym razem trafiał w punkt, idealnie wpisując się w klimat utworów i dodając im przestrzeni. Bez jego udziału ten koncert nie byłby tak emocjonalnym przeżyciem. Każde jego uderzenie było niesamowicie lekkie i naturalne, a jednocześnie niezwykle precyzyjne. Nie sposób było oderwać od niego wzroku, gdyż z szelmowskim uśmiechem co chwilę zaskakiwał coraz to ciekawszym i bardziej skomplikowanym rozwiązaniem brzmieniowym.
Jednakże koncert nie mógł odbyć się bez jeszcze jednej ważnej osoby – technicznego zespołu, który stał się prawą ręką Bruce’a oraz Darrana. Wokalista chętnie żartował ze swojego „niewolnika”, który praktycznie co utwór przynosił mu inną gitarę, wspomagając przy okazji również muzyka Godsticks. To dzięki jego wsparciu cały występ mógł zabrzmieć olśniewająco. 

Punktem kulminacyjnym wieczoru okazał się brawurowo wykonany utwór „The Final Thing On My Mind”, wypełniony popisami każdego z muzyków i wspólnym śpiewaniem złożonych z samogłosek chórków. Po 10 minutach muzycznej uczty, członkowie zespołu wrócili jeszcze na dwuutworowy bis i ostatecznie ukłonili się zgromadzonej publiczności. Z relacji osób obecnych w Krakowie dowiedziałam się, że Złodzieje Ananasów obiecali powrót do Polski w przyszłym roku. Pozostaje zaciskać kciuki, by zapowiedzi zostały spełnione 😊
 
Kilka ciepłych słów uznania należy się również zespołowi Godsticks, którzy przyjęli tego wieczoru rolę supportu. Darran Charles z przyjaciółmi bardzo udanie zaprezentowali fragmenty mającej ujrzeć światło dzienne 13 października czwartej płyty pt. „Face With Rage”, wypełnionej gęstym brzmieniem gitar i zdecydowanymi uderzeniami perkusji. Sympatyczni muzycy zachęcili nie tylko do zakupu nowego albumu, lecz również do szerszego zapoznania się z całą swoją twórczością.